123 lata czekania nie złamały polskiego ducha. Świętujemy odzyskaną niepodległość
Józef Piłsudski przechodzi przed frontem oddzia- łu WP. Zwolniony z Magdeburga Komendant 11 listopada 1918 r. objął dowództwo nad jednostkami Polskiej Siły Zbrojnej. fot. "Mistrzowska gra Józefa Piłsudskiego", wyd. Biały Kruk To już 102 lata, odkąd Polska wróciła na geopolityczną scenę świata. Lata niewoli nie były czasem zmarnowanym, trud, pot i krew wielu osób doprowadziły w końcu do zmartwychwstania kraju. Jak przebiegał ten proces? Opisuje to w swojej książce prof. Wojciech Roszkowski, a my dzisiaj publikujemy niewielki fragment "Mistrzowskiej gry Józefa Piłsudskiego" dotyczący kilku kluczowych dni sprzed ponad stu lat.
Przyszłość Polski ogniskowała się jednak w Warszawie. W tym przełomowym momencie, rankiem 10 listopada 1918 roku Piłsudski przyjechał do Warszawy. Pogłoski, że zwolniono go z Magdeburga, krążyły już po mieście, ale nie wiadomo było, kiedy się pojawi. Wieczorem poprzedniego dnia regent Lubomirski dowiedział się od Niemców, że specjalny pociąg z Piłsudskim wyjechał z Berlina oraz że nazajutrz rano przybędzie na stację Warszawa Wileńska. Lubomirski powiadomił kilka osób, a jeden ze współpracowników Piłsudskiego, Adam Koc, wynajął dla niego mieszkanie w pensjonacie przy ulicy Moniuszki 2.
Pociąg Piłsudskiego przyjechał około 7 rano. Witali go: regent Lubomirski, jego adiutant Stanisław Rostworowski, Koc, inny czołowy peowiak, Aleksander Prystor, oraz parę innych osób. Przypadkowi pasażerowie na peronie rozpoznali Piłsudskiego i zgotowali mu serdeczne przyjęcie. Poza tym było to wydarzenie kameralne i nie zrobiono nawet pamiątkowego zdjęcia. To, które znamy, jest fotomontażem.
Piłsudski był w złym stanie. Był zmęczony i chory. Przemawiając do zebranych przed domem na Moniuszki 2, powiedział tylko parę słów: Obywatele! Warszawa wita mnie po raz trzeci. Wierzę, że zobaczymy się niejednokrotnie w szczęśliwszych jeszcze warunkach. Zawsze służyłem i służyć będę życiem swoim, krwią ojczyźnie i ludowi polskiemu. Witam was krótko, gdyż jestem przeziębiony – bolą mnie gardło i piersi.
Mimo złego samopoczucia Piłsudski od razu podjął szereg kluczowych rozmów. Po południu spotkał się z regentem abp. Kakowskim oraz odwiedził chorego regenta Ostrowskiego. W ten sposób nawiązał osobisty kontakt ze wszystkimi trzema regentami. Na krótko widział się też z Aleksandrą Szczerbińską i swą maleńką córeczką. Następnie przy ulicy Szpitalnej 1 spotkał się z kierownictwem POW. Kilkudziesięciu przywódcom ruchu powiedział, że trwa olbrzymia przemiana społeczna, ale że eksperyment-przykład bolszewicki jest odstraszający. Stwierdził, że Polski nie stać na eksperymentowanie, a polska lewica winna się skonsolidować i zachować dyscyplinę. „Jeżeli wy tego okresu, gdy będziecie mieć władzę w ręku, nie wykorzystacie na to, by stać się realną, zorganizowaną siłą – to ja panów ostrzegam, ja was za uszy z błota wyciągać nie będę”.
Wieczorem Piłsudski położył się spać, ale już o północy zbudzono go, gdyż pojawili się członkowie rady żołnierskiej (Soldatenrat), którzy przejęli kontrolę nad wojskiem niemieckim w Warszawie i żądali od niego gwarancji wolnego przejazdu do Niemiec. Piłsudski zgodził się pod warunkiem, że żołnierze niemieccy złożą broń oraz przekażą tabor kolejowy i inne środki komunikacji. Rozmowy zawieszono do następnego rana. Kiedy Piłsudski przyszedł wtedy do siedziby generalnego gubernatora przy Krakowskim Przedmieściu, powiedział delegacji Soldatenratu, że jako przedstawiciel narodu polskiego może zapewnić żołnierzy niemieckich, że Polacy nie będą się mścić za „grzechy ich rządu”. Zażądał, by zachowali oni spokój i nie prowokowali incydentów oraz szanowali swoich oficerów. „W Niemczech – powiedział – będziecie mogli robić, co chcecie, ale nie w Polsce. Tu nie możecie ich obrażać”. Opuszczając spotkanie, oświadczył zgromadzonemu tłumowi, że obiecał żołnierzom opiekę i ostrzegł, że nie wolno im czynić żadnej krzywdy.
W dniu 11 listopada 1918 roku, gdy alianci podpisywali w Compiègne zawieszenie broni na froncie zachodnim, Piłsudski był zajęty przez cały dzień. Najpierw spotkał się z Miedzińskim, który przybył z Lublina z informacjami o rządzie Daszyńskiego.
Choć Miedziński zapewniał, że rząd lubelski podporządkuje się Piłsudskiemu, ten był niezadowolony i krytykował Daszyńskiego, że pospieszył się ze swoją akcją, czym utrudnił mu zadanie w Warszawie. Piłsudski mógł się jednak cieszyć z tego, że jego prawa ręka, Edward Rydz-Śmigły, odpowiadał w rządzie Daszyńskiego za sprawy wojskowe. O piątej po południu Piłsudski spotkał się z regentami, którzy postanowili przekazać mu dowództwo nad wojskiem. Wedle stosownego dekretu miał przekazać swe nadzwyczajne uprawnienia przyszłemu rządowi narodowemu31. Pod bezpośrednią komendą Piłsudskiego znalazło się około 5 tysięcy żołnierzy Polnische Wehrmacht w Warszawie. Jednocześnie jednak tysiące legionistów zwolnionych z obozów internowania zasilało szeregi tworzącego się Wojska Polskiego. Niektórzy z nich przybywali też do Warszawy.
Sytuacja w Warszawie była jednak napięta. Niektórzy żołnierze niemieccy nie chcieli oddać broni, a sporadyczne strzelaniny wybuchły na dworcu Warszawa Wiedeńska, w ratuszu i kilku innych miejscach. W dniu 12 listopada, kiedy gubernator Beseler ostatecznie opuścił Warszawę, Piłsudski wydał odezwę, w której ogłosił o przejęciu dowództwa nad Wojskiem Polskim. Zaapelował też do żołnierzy niemieckich, by w porządku opuszczali Królestwo Polskie, a do Polaków, by zachowali spokój. Niestety, nie obyło się bez incydentów zbrojnych. Próba opanowania garnizonu niemieckiego w Międzyrzecu Podlaskim zakończyła się niemiecką ekspedycją karną oddziałów z Białej Podlaskiej. Niewielki oddział POW został zniesiony i zginęło kilkunastu cywilów. Niemniej ewakuacja wojsk niemieckich z Królestwa skończyła się 19 listopada. Zważywszy skalę operacji i poziom napięć, odbyła się stosunkowo spokojnie. Większość żołnierzy niemieckich zostawiła broń, amunicję i wyposażenie. Także większość magazynów żywności i taboru kolejowego pozostała na miejscu, toteż Piłsudski stanął na wysokości zadania jako dyplomata, który zapobiegł większemu rozlewowi krwi i chaosowi. Endecy oskarżali go, że naraził bezpieczeństwo Polaków na szwank, a niemieccy nacjonaliści narzekali na upadek honoru żołnierza niemieckiego. Jednakże uniknięcie polskiego powstania antyniemieckiego było na rękę obu stronom.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.