Przygotowana przez specjalną ekipę reporterską Białego Kruka monumentalna książka dokumentująca niezwykłe historyczne wydarzenie – kanonizację dwóch wielkich papieży: Jana Pawła II i Jana XXIII. Znalazły się w niej relacje z przygotowań i przebiegu uroczystości kanonizacyjnych w Rzymie (w tym Msza św. kanonizacyjna, nocne czuwania modlitewne i Msze św. dziękczynne), wszystkie wygłoszone tam ważne przemówienia, świadectwa i homilie, a także opis atmosfery, jaka panowała na ulicach Wiecznego Miasta.

Teksty zilustrowane zostały około 250 zdjęciami wykonanymi przez słynnego papieskiego fotografa Adama Bujaka. Całość uzupełniają relacje z uroczystości kanonizacyjnych w sanktuarium w krakowskich Łagiewnikach oraz szkice biograficzne obu wyniesionych na ołtarze papieży. Największa i najlepsza relacja z wydarzenia, jakiego dotąd nie było w dziejach świata!

Rozdział I Jolanta Sosnowska: Święty Papież rodem z Polski

Rozdział II Jolanta Sosnowska: Włoski Papa Giovanni

Rozdział III Oczekiwanie
1. Ks. prał. Sławomir Oder: Jego serce biło rytmem Bożej miłości
2. Orędzie Ojca Świętego Franciszka do Polaków
3. Papież Franciszek: Jan XXIII i dziś inspiruje
4. S. Adele Labianca: Dzięki Janowi XXIII Caterina obudziła się z agonii
5. Floribeth Mora Díaz: Poprzez św. Jana Pawła II Pan Bóg okazał mi Swoje miłosierdzie
6. Joaquín Navarro-Valls: Modlitwa była dla Jana Pawła II jak oddech
7. Kard. Stanisław Dziwisz: Był człowiekiem, który słuchał
8. Kard. Loris Capovilla: Podążał za Bogiem w drodze do Nieba

Rozdział IV Ku chwale ołtarzy
1. Papież Franciszek: Obaj święci Papieże współpracowali z Duchem Świętym

Rozdział V Dziękczynienie
1. Kard. Angelo Comastri: Jego życie było posłuszeństwem Ewangelii - dlatego go kochaliście!
2. Kard. Stanisław Dziwisz: Mamy w Niebie wielkiego Orędownika naszych spraw

Włoski Papa Giovanni

Krakowski biskup Karol Wojtyła był o 39 lat młodszy od Jana XXIII, a jednak duchowa bliskość z tym papieżem stanowiła jedną z charakterystycznych cech jego pasterskiej posługi. Odprawiał Msze św. w Katedrze Wawelskiej w jego intencji, a w głoszonych kazaniach przybliżał mieszkańcom Krakowa posługę Dobrego Papieża. Później, już jako Jan Paweł II, wspominał kolejne rocznice jego śmierci. Był wdzięczny za wszystko, co Jan XXIII zrobił dla polskiego Kościoła w czasach komunistycznych prześladowań, doceniał rzecz jasna także jego nieocenione zasługi dla Kościoła powszechnego. Mówił, że "najcenniejszym darem pozostawionym przez papieża Jana XXIII Ludowi Bożemu jest on sam, to znaczy jego świadectwo świętości" (3 czerwca 2001) oraz, że w "duchu całkowitego oddania Chrystusowi i Kościołowi budował własną świętość i innych do świętości prowadził" (2003).

Rodzinne gniazdo na bergamskiej ziemi

Przyszły Jan XXIII urodził się 25 listopada 1881 r. w Sotto il Monte niedaleko Bergamo w Lombardii, jako czwarte dziecko Marianny Mazzoli i Giovanniego Battisty - pierwszy syn po trzech córkach. Odziedziczył po nich dobre zdrowie, łagodność usposobienia i przezorność. Wieczorem tego samego dnia został ochrzczony, otrzymując imiona Angelo Giovanni. Na ojca chrzestnego poproszono cieszącego się wielkim szacunkiem patriarchę rodu Roncallich - sędziwego stryjecznego dziadka Zaverio. Wiele lat później Jan XXIII napisze o nim w Dzienniku duszy: "Gdy dziecko nie potrzebowało już matki, brał je całkowicie pod swoją opiekę i wpajał w nie słowem i przykładem cnoty swej pobożnej duszy". Dziadek Zaverio nie zapominał o codziennym odmawianiu różańca, intonując tę modlitwę każdego wieczora. Dołączali do niej wszyscy domownicy, tworząc zgodny, donośny i nader liczny chór. W domu w Sotto il Monte żyły bowiem przez 12 lat pod jednym dachem dwie wielodzietne rodziny Roncallich. Obydwie miały po pięciu chłopców i pięć dziewczynek. W tym nie opływającym w żadne dostatki, acz gościnnym gnieździe znalazło się także miejsce dla sześciu osób krewniaczej starszyzny.
Pobożna, skromna i pracowita matka Marianna ofiarowała małego Angelina Maryi. Miała na jego wychowanie wielki wpływ; po latach Jan XXIII wspomni z miłością: "Cóż to była za matka! Co za prosta i czysta dusza! I taka pozostała do późnej starości, uwielbiana przez dziesięcioro swych dzieci i przez całą parafię. (…) W domu Roncallich, najliczniejszym z całej wsi pod względem liczby mieszkańców, było trzydzieści ust do nakarmienia trzy razy dziennie. Byliśmy biedni, lecz zadowoleni ze swego losu i ufni w pomoc Opatrzności. Na stole nie było nigdy chleba, a tylko polenta [gęsta potrawa z mąki kukurydzianej]; dzieci i młodzież nigdy nie dostawały wina; rzadko kiedy jadaliśmy mięso; co najwyżej na Boże Narodzenie i Wielkanoc zjawiał się kawałek ciasta domowej roboty. Ubranie, buciki na wyjście do kościoła musiały starczyć na wiele lat… A jednak, gdy jakiś żebrak zjawiał się w drzwiach naszej kuchni, gdzie dwadzieścioro dzieci z niecierpliwością oczekiwało swej miski zupy, zawsze się jeszcze miejsce znalazło i moja matka czym prędzej zapraszała nieznajomego, by zasiadł obok nas do stołu".
Roncalli uprawiali warzywa i owoce oraz hodowali zwierzęta. Ojciec Angela, Giovanni Battista, dorobił się ciężką pracą kawałka ziemi i domu, w którym prostej i zdrowej strawy nie brakowało. Także tej duchowej. W Dzienniku duszy papież wspominał: "Wyrosły z biedy i niedostatku w Sotto il Monte, starałem się nigdy od niego nie oddalać. (…) Z radością błogosławię Pana za to ubóstwo, trochę upokarzające, a często kłopotliwe. Ono mnie bardziej upodabnia do Jezusa i św. Franciszka z Asyżu".
Mając 8 lat, Angelo przystąpił do Pierwszej Komunii św. Rok później bierzmowania udzielił mu bergamski biskup Gaetano Guindani. Do szkoły elementarnej w Camaitino, oddalonej o kilka kilometrów od Sotto il Monte, zaczął uczęszczać dopiero jako dziewięciolatek, pieszo pokonując drogę. Był wesołego usposobienia i lubił płatać figle. Miał dobrą pamięć, szybko się uczył, był bystry i inteligentny. W 1892 r. zapisano go do niższego seminarium w Bergamo. Jedynie z łaciną miał pewne kłopoty, po latach wyznał bez cienia żalu czy wyrzutu, że gramatyki uczono go "targając za uszy". Rodziców nie stać było na pokrycie kosztów nauki, toteż pobyt w seminarium opłacał mu biskup Guindani, o którym przyszły papież wyrażał się z wielką wdzięcznością. "Wdrożenie do studiów klasycznych, prowadzonych w sposób budzący pewne zastrzeżenia, musiało wiele kosztować zaledwie jedenastoletniego chłopca i wymagało od niego spokojnego i wytrwałego wysiłku - pisał w 1959 r. Jan XXIII w notatkach, które mają formę trzeciej osoby. - I rzeczywiście, stopniowo czynił postępy. W klasie III miał jeszcze stopnie skromne, choć dobre, ale już w klasie V był jednym z pierwszych uczniów".
Już w dzieciństwie rówieśnicy nazywali Angela "Księżulkiem" - ze względu na prawość charakteru, spokojny sposób bycia, dobroduszność, skromny wygląd i rozsądną mowę. Podczas patriarszego ingresu w Wenecji w 1953 r. powie: "Od kiedy się urodziłem, nie miałem innej myśli, jak tylko żeby zostać księdzem". Jako czternastoletni alumn wyższego seminarium duchownego w Bergamo Angelo zaczął ówczesnym zwyczajem nosić sutannę i otrzymał pierwszą tonsurę (z łac. tondere, strzyc). Usunięcie włosów z ciemienia wyrażało w sposób symboliczny, że dany człowiek jest oddzielony od świata i całkowicie oddany Bogu. Klerycy żartem nazywali tonsurę "lądowiskiem dla Ducha Świętego".
Angelo Roncalli musiał być już w bardzo młodym wieku niezwykle dojrzale uformowany duchowo. Jest to tym bardziej godne podziwu, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, iż nigdy z tej raz obranej drogi nie zszedł, nigdy się nie zawahał, nie miał wątpliwości ani innych pokus, co sam wyznał pod koniec życia.

Kleryk ćwiczący się w pokorze

Nastoletni Angelo był z siebie stale niezadowolony, stale siebie karcił i napominał za niedostateczne postępy w doskonaleniu się. W Dzienniku duszy niejednokrotnie znajdujemy uwagi: "Muszę (…) głęboko się ukorzyć i zrozumieć, że nic nie jestem wart. Pokory, pokory, pokory!". Świadczy to niezbicie o wysokich wymaganiach, które sobie stawiał. Jako piętnastolatek został tercjarzem franciszkańskim i znalazł się w gronie najlepszych kleryków.
Z kart Dziennika duszy przebija nadzwyczajna wrażliwość i dążenie do doskonałego zjednoczenia z Bogiem, do okazywania bezgranicznej miłości Stwórcy. Dowiadujemy się z nich, że we wczesnej młodości przyszły papież wzorował się na takich świętych jak Jan Berchmans (kanonizowany przez Leona XIII w 1887 r.), Stanisław Kostka i Alojzy Gonzaga, których nazywał "anielskimi młodzieńcami"; wszyscy żyli w XVI w., byli jezuitami i młodo umarli. Rozczytywał się też w dziele Tomasza ? Kempis O naśladowaniu Chrystusa.
Później patronem ks. Roncallego został św. Józef, o którym mówił: "nie prosił Anioła o żadne wyjaśnienia, tylko wykonał nakazy przekazane mu w imieniu Pana"; to w jego święto, 19 marca, przyjmie potem święcenia biskupie. Przyszły Jan XXIII przypominał w swej postawie opiekuna Jezusa - nigdy nie zabiegał o żadne zaszczyty, nie niecierpliwił się, nie prosił o przeniesienia ani o awanse. Był zdany na wolę Bożą, nigdy przy tym nie próżnując i zachowując wrażliwość na ludzkie cierpienie. Bliscy jego sercu byli też święci Franciszek z Asyżu i Bernardyn ze Sieny.
Praktyki duchowe kleryk Angelo Roncalli podzielił zgodnie z seminaryjnym "Małym Regulaminem" na codzienne, cotygodniowe, comiesięczne i te o "każdym czasie". Wśród zaleceń było m.in., aby natychmiast po rannym wstaniu poświęcić co najmniej kwadrans na modlitwę w myślach, dwukrotnie w ciągu dnia uczynić rachunek sumienia, przynajmniej raz na dzień nawiedzić Najświętszy Sakrament, a także kościół lub kaplicę poświęconą Matce Bożej, wysłuchać albo służyć do Mszy św., przeczytać przynajmniej rozdział z książki Tomasza ? Kempis. Co tydzień należało przystąpić do spowiedzi i Komunii św., zachować post w piątek i sobotę, a jeden dzień w miesiącu przeznaczyć na skupienie wewnętrzne i "dokładniej zbadać siebie pod względem poprawy błędów, postępów w cnocie i przestrzegania tych wskazań". Odkąd jako czternastolatek przepisał odręcznie "Mały Regulamin", stosował go przez całe życie - także jako papież.
Młodszy brat Angela, Zaverio mówił: "Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek widział, jak ojciec, matka czy stryj Zaverio klapsami zmuszali go do posłuszeństwa, jak to czasami musieli robić ze mną", a seminaryjny kolega, ks. Giuseppe Littaru wspominał: "Koledzy, starsi i młodsi, podziwiali jego nienaganne zachowanie, a także zapał, pilność i delikatność sumienia. Gdy ktoś pozwolił sobie na jakieś, choćby minimalne, odstępstwo od regulaminu, mówiono: 'Żeby tylko nie dowiedział się Roncalli', i to nie dlatego, żeby się bali, iż może donieść przełożonym, ale ponieważ wiedziano, że Angelo, niesłychanie wrażliwy na sprawy dotyczące porządku, cierpiałby z tego powodu".
Na wakacjach w 1899 r. Angelo poznał ks. prał. Giacomo Radiniego-Tedeschi (1857-1914), którego sekretarzem, jako biskupa Bergamo, przyjdzie mu wkrótce zostać. Zanim do tego doszło, musiał ukończyć naukę. Gdy seminarium bergamskie wyłaniało kandydatów do dalszych studiów w Rzymie, gdzie diecezja Bergamo miała swoje kolegium, Angelo Roncalli znalazł się wśród trzech wybrańców. Niezawodny biskup Gaetano Guindani przyznał mu stypendium Instytutu Cesarolego w Seminarium all'Apollinare.
Do Wiecznego Miasta Angelo przybył 4 stycznia 1901 r. Studiował z wielkim zapałem, o czym świadczy uzyskany pół roku później bakalaureat z teologii oraz wyróżnienie na egzaminie z języka hebrajskiego. Musiał jednak przerwać studia na rok (od listopada 1901 do listopada 1902), by odbyć służbę wojskową. Wybrał 73. pułk piechoty stacjonujący w Bergamo. W zapiskach z 1902 r. nazwał czas służby wojskowej "niewolą babilońską". Napisał też: "Znam życie koszarowe. Wzdrygam się na samo wspomnienie. Ileż przekleństw przy różnych okazjach, ileż brudu… co za brudy… W ciągu roku mojego życia wojskowego mogłem tego dotykać palcem. Wojsko to studnia, z której płynie zgnilizna zalewając miasta". Z perspektywy czasu, już jako papież napisze, że wiele wtedy skorzystał: "doświadczył, czym jest twarda karność wojskowa i poznał psychikę młodych synów Italii oraz najskuteczniejsze metody oddziaływania na nich, by przyciągnąć ich do dobra i najwznioślejszych ideałów życia ludzkiego, prawdziwie chrześcijańskiego".
Po powrocie ze służby wojskowej, którą zakończył w stopniu sierżanta, Angelo Roncalli został w rzymskim seminarium duchownym prefektem "małych teologów", czyli swego kleryckiego rocznika. Był przez kolegów ceniony i lubiany. Z wielkim entuzjazmem studiował też Annales ecclesiastici a Christo nato ad annum 1198 - jedenastotomową historię Kościoła napisaną przez kard. Cezarego Baroniusza w latach 1588-1607. Cechowały go inteligencja, równowaga ducha i zdrowy rozsądek, a także wytrwałość, cierpliwość, pokora i posłuszeństwo.

Sekretarz z doktoratem

W wieku niespełna 23 lat Angelo Roncalli otrzymał zarówno święcenia kapłańskie (w kościele Santa Maria in Monte Santo 10 sierpnia 1904) - oddzielnie ze względu na młodociany wiek, jak i tytuł doktora teologii (13 maja 1904); w komisji przy egzaminie pisemnym był młody ksiądz, Eugenio Pacelli, późniejszy Pius XII. Jak się miało niebawem okazać, nie był to jedyny kontakt Angela z papiestwem.
Mszę św. prymicyjną odprawił 11 sierpnia 1904 r. w Grotach Watykańskich Bazyliki św. Piotra. Po Eucharystii został przedstawiony nowo wybranemu Piusowi X, który właśnie przechodził przez podziemia. "Gdy pojawił się Ojciec Święty, osoba, która mi towarzyszyła, powiedziała: 'Wasza Świątobliwość, to jest młody kapłan z Bergamo, który dzisiaj rano odprawił swoją pierwszą Mszę św.' - wspominał Jan XXIII. - Papież nachylił się nade mną. Ja powiedziałem mu słowa, które bardzo dobrze pamiętam, ale które pragnę zachować wśród najdroższych i najbardziej osobistych tajemnic moich przyrzeczeń kapłańskich. Pius X położył obie dłonie na mojej głowie i powiedział: 'Brawo. Błogosławię cię i zachęcam, byś wytrwał w tych zamiarach i życzę ci, by z twego kapłaństwa miał pociechę Kościół Boży'".
W rodzinnym Sotto il Monte Mszę św. prymicyjną sprawował ks. Roncalli w tamtejszym kościele 15 sierpnia. Przybyli najbliżsi, liczni krewni, przyjaciele i znajomi, mieszkańcy wioski, którym udzielił prymicyjnego błogosławieństwa. W listopadzie powrócił do Seminarium all'Apollinare, ale już niebawem, 29 stycznia 1905 r., otrzymał nominację na sekretarza nowego ordynariusza Bergamo, Giacomo Radiniego-Tedeschi (następcy zmarłego bp. Guindaniego), który tego dnia otrzymał w Rzymie sakrę biskupią z rąk Piusa X. Tego też dnia ks. Angelo Roncalli uczestniczył wraz z biskupem w audiencji u papieża.
Wywodzący się ze szwajcarskiej arystokracji bojowy biskup Radini-Tedeschi oraz pochodzący z wieśniaczej rodziny jego dobroduszny i spokojny sekretarz dosyć się od siebie różnili, a mimo to ich współpraca była niezwykle harmonijna i owocna, m.in. przy ratowaniu struktur bergamskiej Akcji Katolickiej, którą wstrząsały wówczas ostre i bardzo gorszące wewnętrzne spory czy w walce o sprawiedliwość społeczną. Obaj byli bardzo energiczni i skuteczni w działaniu, łączyły ich też pogoda ducha oraz poczucie humoru. Współpracę zaczęli od pielgrzymki do Lourdes, a w 1906 r. pielgrzymowali do Ziemi Świętej. Po tej podróży ks. dr Roncalli na życzenie biskupa zaczął wykładać historię Kościoła, a wkrótce także apologetykę i patrystykę w seminarium duchownym w Bergamo. Zajmował się też studiami historycznymi, których pierwszym owocem była praca o kard. Cezarym Baroniuszu.
Kiedy w 1909 r. w podmiejskiej fabryce doszło do strajku robotników, wraz z biskupem poparli protestujących, odwiedzali ich rodziny, wspierając je duchowo i materialnie. Ks. Roncalli zanotował wówczas: "Chodziło o rzecz zasadniczą - o obronę podstawowego chrześcijańskiego prawa robotnika do zorganizowania się przeciwko potędze kapitału. (…) Wysyłano niezbyt życzliwe raporty do przełożonych w Rzymie… To, że [biskup] stanął po stronie strajkujących, było z punktu widzenia sprawiedliwości, miłosierdzia i społecznego spokoju chrześcijańskim obowiązkiem. Toteż niech się awanturują, a my spokojnie będziemy robić swoje". Biskup Radini-Tedeschi miał wsparcie Piusa X, o czym świadczą słowa listu: "Nie możemy potępić tego, co uważaliście za stosowne zrobić, ponieważ znacie dokładnie teren, osoby zamieszane w sprawę i wszystkie jej okoliczności".
Ks. Roncalli, który podziwiał i wielce szanował biskupa, nazywał go "swoją gwiazdą przewodnią i ojcem duchownym". Towarzyszył mu we wszystkich wizytacjach i podróżach. W ramach pomocy emigrantom opuszczającym Włochy w poszukiwaniu chleba, założyli biuro podróży. Dla opieki nad ciężko pracującymi i zajmującymi się domem i dziećmi kobietami powołali Ligę Pracujących Kobiet, którą objęto także samotne matki. W 1910 r. ks. Angelo Roncalli został duchowym opiekunem Komitetu Katolickich Kobiet Włoch, a w 1914 r. - jednym ze współzałożycieli Ligi Ojców Rodziny i Matek Rodziny. W 1911 r. wstąpił do diecezjalnej Kongregacji Księży Najświętszego Serca Jezusowego, bo bardzo chciał być kapłanem wedle Serca Jezusowego. Przy licznych obowiązkach ks. Angelo Roncalli nie zaniedbywał własnej rodziny w niedalekim Sotto il Monte, często odwiedzając starzejących się matkę i ojca. Sypiał niecałe sześć godzin. Nie skarżył się jednak, tłumacząc: "Biskup daje mi przykład, pracując więcej niż ja".

Czciciel Pani Jasnogórskiej

Od stryjecznego dziadka Zaveria Angelo słyszał w dzieciństwie wiele opowieści o bohaterskiej i męczeńskiej historii Polski, o krwawych walkach o niepodległość i opiece Pani Jasnogórskiej, którą naród polski obrał sobie za królową. Z zapartym tchem czytał Trylogię Henryka Sienkiewicza, nabierając podziwu dla naszej wiary i niezłomności. Pod wpływem opowieści o patriotyzmie i heroizmie jasnogórskich paulinów, a także na kanwie "budzących się uczuć do szlachetnych poczynań waszego bohaterskiego Narodu", jak powie do polskich biskupów wiele lat później, zrodziło się jego powołanie kapłańskie.
We wrześniu 1912 r. 31-letni ks. Angelo Roncalli pojechał na XXIII Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny do Wiednia. Odbył wówczas pielgrzymkę do austriackiego sanktuarium w Mariazell i po raz pierwszy odwiedził Polskę. 17 września udał się do Krakowa, gdzie w Katedrze Wawelskiej odprawił Mszę św. przy ołtarzu Czarnego Krzyża, a później zwiedził kopalnię soli w Wieliczce, pozostając na zawsze pod przemożnym urokiem tego, co w Polsce zobaczył i przeżył.
Wielkim marzeniem ks. Roncallego była jednak pielgrzymka na Jasną Górę - do duchowej stolicy Polski. Spełniło się ono dopiero 17 lat później, kiedy był już arcybiskupem. Podróżując po Czechosłowacji i Polsce, nawiedził 17 sierpnia 1929 r. Jasną Górę, gdzie przed Cudownym Obrazem Matki Bożej odprawił Mszę św., a następnie długo modlił się, wpatrzony w oblicze Maryi. Pobyt u Pani Jasnogórskiej stał się dla abp. Roncallego wielkim przeżyciem, które głęboko wryło mu się w serce i pamięć. Kopię wizerunku Czarnej Madonny nie tylko zabrał ze sobą. Cudowny Obraz wycisnął na jego duszy, jak miało się okazać, niezatarte znamię.

Sanitariusz i kapelan

22 sierpnia 1914 r. umarł ordynariusz Bergamo Radini-Tedeschi, o którym ks. Roncalli napisał we wspomnieniach: "tak bardzo kochałem biskupa za jego czystość i nadprzyrodzony poryw duszy, za szlachetność serca". Jego śmierć, a także trwająca już I wojna światowa napawały ks. Roncallego smutkiem. Nie bardzo mógł porozumieć się z nowym ordynariuszem Bergamo Marcellim, różnili się w poglądach, toteż w niedługim czasie przestał być sekretarzem kurii i przeniósł się do seminarium duchownego, gdzie wykładał i pracował naukowo, m.in. nad monografią św. Karola Boromeusza. Gdy w 1915 r. Włochy przystąpiły do wojny, został powołany do służby wojskowej jako sanitariusz, a niecały rok później - jako kapelan szpitali w Bergamo, otrzymując awans na porucznika. Po klęsce Włochów pod Caporetto w 1917 r. otworzył w mieście Dom Żołnierza ze względu na ogromną liczbę rannych, których nie mogły pomieścić szpitale. Przez krótki czas pełnił obowiązki kapelana bezpośrednio na froncie, o czym napisze: "rozwijają w księżach głębokie wartości ludzkie i poczucie braterstwa, gdyż przebywając wśród walczących, są świadkami najwyższych wartości moralnych i religijnych ideałów, za które oni walczą i nie wahają się oddać swego życia".
Po zakończeniu działań wojennych 10 grudnia 1918 r. ks. por. Roncalli został zdemobilizowany. Otrzymawszy żołd za trzy lata, przeznaczył całą sumę na otwarcie Domu Studenta w Bergamo, pierwszego takiego we Włoszech, realizując zamysł bp. Radiniego.

Pośród prawosławnych i muzułmanów

W latach 1919-20 ks. Roncalli wykładał nadal w bergamskim wyższym seminarium, opiekował się Domem Studenta, Katolickim Związkiem Kobiet i Katolickim Związkiem Młodzieży, wszędzie oddziałując swą prostotą i dobrocią. W styczniu 1921 r. został powołany do Rzymu na prezesa Rady Głównej na Italię Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary, na co wpływ miała zapewne jego owocna praca organizacyjna przy Kongresie Eucharystycznym w Bergamo oraz wygłoszone wówczas przemówienie Eucharystia a Matka Boża. W nowe obowiązki wprowadził go sam papież Benedykt XV (1914-22), którego zamiarem było zcentralizowanie Dzieła we Włoszech oraz innych krajach. Ojciec Święty podniósł też ks. Roncallego do godności swego prałata domowego.
Przez trzy lata odbył jako prezes Rady Głównej liczne wędrówki misyjne po wszystkich włoskich diecezjach, a także podróże zagraniczne do Francji, Belgii, Holandii i Niemiec. Wiele rozmów miało charakter drażliwy i wymagało zdolności przekonywania. Ks. prałat wywiązał się z tego zadania znakomicie, podobnie jak z przygotowania noclegów i zaopatrzenia dla zwiększonej liczby pielgrzymów, których spodziewano się w Rzymie w roku jubileuszowym 1925. W grudniu 1924 r. został mianowany profesorem w Papieskim Ateneum Laterańskim (obecnie Uniwersytet Laterański). 17 lutego 1925 r. 44-letni ks. Roncalli otrzymał wiadomość, że Pius XI (1922-39) zamierza wysłać go do Bułgarii jako stałego administratora apostolskiego. 19 marca przyjął sakrę biskupią w rzymskim kościele św. Karola al Corso, czyniąc swym zawołaniem słowa Obedientia et Pax (Posłuszeństwo i pokój). Dzień później odprawił Mszę św. w Bazylice św. Piotra, w której uczestniczyli jego rodzice.
25 kwietnia przyjechał na placówkę do Sofii. W Bułgarii żyło zaledwie 50 tys. katolików, sytuacja społeczno-polityczna była niestabilna, a stosunki między Kościołami nie najlepsze. Na krótko przed przybyciem abp. Roncallego doszło w katedrze prawosławnej do wybuchu bomby, którą podrzucili Macedończycy niezadowoleni z polityki króla. Zginęło 150 osób, a 300 odniosło rany - arcybiskup rozpoczął swą posługę od odwiedzania ich w szpitalach. Żeby szybciej poznać język, zatrudnił jako sekretarza księdza Bułgara i wraz z nim jeździł po kraju, wizytując nawet najodleglejsze miasta i wsie. Spotykał się też z hierarchami ormiańskimi i prawosławnymi. W 1931 r. jego ranga została zmieniona na delegata apostolskiego w Bułgarii.
24 listopada 1934 r. abp Roncalli został mianowany przez Piusa XI delegatem apostolskim w Turcji i Grecji. Do delegatury w Stambule przybył 4 stycznia 1935 r. Ponownie przyszło mu się uczyć obcych języków i obyczajów, a także owocnie szukać porozumienia z ludźmi z zupełnie różnych kultur, także z muzułmanami. Niestrudzenie wizytował zakątki obu krajów. Turcja pod rządami Atatürka była wroga katolicyzmowi; katolików było tu jeszcze mniej niż w Bułgarii - ok. 10 tys. i na dodatek bardzo rozproszeni; w Grecji było ich 50 tys., różnych obrządków. Po roku pobytu arcybiskup wprowadził język turecki jako język katechezy, co spotkało się z uznaniem Kemala Atatürka.
Podczas pobytu w Stambule abp Roncalli nie miał samochodu do własnego użytku, jeździł zwykle tramwajem lub autobusem. Taksówkę brał jedynie, gdy się spieszył lub udawał na bardzo ważne spotkanie. Nigdy nie nosił ze sobą pieniędzy, a gdy ich potrzebował, zwracał się o nie do swego sekretarza. "Wolę dysponować skarbami niebieskimi - zwykł był mawiać - a możliwie jak najrzadziej dotykać ziemskich. Pieniądz pozostawia zawsze jakiś cienki osad żądzy posiadania, która może zamienić się w przywiązanie. Jesteśmy bardzo słabi i skłonni do wynajdywania wszelkiego rodzaju wykrętów, byle tylko zaspokoić nasze nieprzewidziane zachcianki". Zawsze też z pokorą i ufnością powtarzał: "Pan wie, że tu jestem. To mi wystarczy". Do Watykanu nie wpływały od niego ani żadne skargi, ani prośby.
Gdy wybuchła II wojna światowa, korzystając z tego, że Turcja była krajem neutralnym, zorganizował tam namiastkę Czerwonego Krzyża, udzielając informacji o rannych, zaginionych i jeńcach. Dzięki jego interwencji statek z dziećmi żydowskimi, który z Niemiec przypłynął do Konstantynopola, nie został odesłany z powrotem. "Lata spędzone na placówkach w Bułgarii, Turcji i Grecji nie były łatwe - będzie później wspominał. - Praca moja jako przedstawiciela papieża, z natury swej dyplomatyczna i duszpasterska jednocześnie, była serdecznym wyciąganiem rąk do głów Kościołów ortodoksyjnych. Starałem się też okazywać zrozumienie i szacunek rządcom ściśle laickim republiki tureckiej".

W Paryżu i Mediolanie

29 grudnia 1944 r. abp Roncalli otrzymał od Piusa XII (1939-58) nominację na nuncjusza apostolskiego w Paryżu, a już 1 stycznia 1945 r. złożył w stolicy Francji listy uwierzytelniające. Również tu nie miał łatwego zadania, gdyż po dojściu do władzy przedstawicieli dawnego ruchu oporu stosunek do duchowieństwa, któremu zarzucano kolaborację z marszałkiem Pétainem, był w kraju bardzo nieprzychylny. Taki zarzut postawiono też zresztą poprzednikowi abp. Roncallego na urzędzie nuncjusza i dlatego został on odwołany. Z tego samego powodu gen. de Gaulle domagał się od papieża odwołania aż 33 biskupów. Nuncjusz Roncalli musiał więc zadbać zarówno o poprawę stosunków państwa francuskiego ze Stolicą Apostolską jak i odbudowę prestiżu tamtejszych duchownych.
Arcybiskup dużo jeździł po Francji, brał udział w licznych obchodach, wizytował różne regiony, uczestniczył w otwarciu UNESCO. W imieniu papieża wręczył w 1946 r. biret kardynalski sparaliżowanemu kard. Julesowi Saliége. Przybył też do obozu jenieckiego w Chartres, gdzie przebywali Niemcy, wśród nich aż 480 kleryków. Odprawił dla nich Mszę św. i zadbał o uruchomienie studiów teologicznych, żeby mogli kontynuować naukę i przygotowanie do kapłaństwa. Miał też bardzo dobre kontakty z tzw. księżmi robotnikami, których ruch zaczął sprawiać Kościołowi spore kłopoty. Dzięki nuncjuszowi Roncallemu udało się ten ruch oczyścić ze złych naleciałości. W 1951 r. został mianowany stałym obserwatorem Stolicy Apostolskiej przy UNESCO.
W paryskiej siedzibie nuncjatury arcybiskup zorganizował tzw. salony, w ramach których regularnie odbywały się spotkania i rozmowy o literaturze, sztuce i polityce. Jednym z bywalców był Robert Schuman, najpierw premier, a potem minister spraw zagranicznych Francji, jeden z twórców Unii Europejskiej. Powiedział on o nuncjuszu, że stanowi "fizyczne ucieleśnienie pokoju". Abp Roncalli, znany z pogodnego usposobienia i poczucia humoru, a także rozległej wiedzy chętnie był też wszędzie zapraszany. Nie bardzo lubił udzielać się towarzysko, ale też i nie lubił odmawiać. Każdą taką okazję wykorzystywał do zbierania informacji, poszerzania wiedzy i wpływów. Z tamtego czasu znana jest następująca anegdotka. W czasie jednego z obiadów dyplomatycznych nuncjusz siedział obok bardzo wydekoltowanej żony pewnego ambasadora, nic się nie odzywając. Dopiero na koniec podał jej jabłko, mówiąc: "Proszę przyjąć ten owoc i proszę sobie przypomnieć, co Ewa spostrzegła po zjedzeniu jabłka".
Nuncjusz Roncalli uprawiał własny rodzaj dyplomacji, który całkowicie odrzucał kłamstwo i spryciarstwo, a oparty był na zasadach ewangelicznych. Uważał, że działać należy cicho i szybko. Jak widać, całkiem niezłe i ze wszech miar podziwu godne przyniosło to rezultaty. Nigdzie nie zostawiał po sobie wrogów.
Po 9 latach pobytu we Francji 12 stycznia 1953 r. przyszła wieść o nominacji kardynalskiej. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem biret wręczył mu 15 stycznia w Pałacu Elizejskim ówczesny prezydent Vincent Auriol. Kapelusz kardynalski otrzymał od papieża Piusa XII 29 października w Castel Gandolfo.
Miał 72 lata, gdy został kardynałem oraz patriarchą Wenecji. W herbie kardynalskim, a potem również papieskim, oprócz lwa św. Marka, kluczy św. Piotra i papieskiej tiary umieścił też wieżę na polu o dwóch czerwonych pasach na zewnątrz i białym pośrodku. Element ten zaczerpnął z rodowego herbu, co dowodzi - jak sam napisał: "pasji pilnego i rozmiłowanego badacza dawnych dziejów ziemi, która go wydała, a nie chęci wykazania szlacheckiego pochodzenia. Satysfakcję daje nie heraldyka, lecz poczucie głębokiego zakorzenienia w ziemi ojczystej". Trzeba bowiem wiedzieć, że linia Roncallich ciągnie się w Sotto il Monte nieprzerwanie od 1616 r. Podczas ingresu do Bazyliki św. Marka 15 marca 1953 r. nowy patriarcha Wenecji zatytułował swe kazanie Oto człowiek, oto kapłan, oto pasterz.
Kard. Roncalli w swej patriarszej posłudze gorliwie i z zapałem realizował owe trzy zawołania. Osobiście udzielał bierzmowania, spotykał się z wiernymi, zachęcał chadeckich polityków do działania w duchu chrześcijańskim, a katolików świeckich do angażowania się w życie społeczne oraz życie Kościoła. Pisał listy pasterskie, wyjeżdżał na wizytacje duszpasterskie, odbywał pielgrzymki do sanktuariów oraz wyjazdy zagraniczne, także jako wysłannik papieża. Jako pierwszy wenecki patriarcha zwiedzał słynne Biennale sztuki współczesnej (tradycja sięga 1895 r.), a w 1953 r. odprawił Mszę św. dla ludzi filmu w związku z festiwalem weneckim (uchodzi za najstarszy festiwal filmowy, pierwszy odbył się w 1932 r.).

Dobry Papież Jan

Gdy rozpoczęło się konklawe po śmierci Piusa XII, kard. Angelo Giuseppe Roncalli przeczuwał, że może zostać wybrany papieżem. Kiedy tak się rzeczywiście stało, bardzo silnie to przeżył. Kard. Wyszyński, obecny w Kaplicy Sykstyńskiej, tak to opisał: "Gdy ceremoniarze poprosili Elekta, ażeby udał się do sali paramentów, przechodził koło mojego klęcznika. Był bardzo blady, uśmiech zniknął z Jego twarzy. Można powiedzieć, że twarz Mu pociemniała, głowę spuścił i, zda się, bezwolnie szedł za ceremoniarzami, którzy podtrzymywali Go pod ręce".
Opublikowane w książce Błogosławiony Jan XXIII, papież, wierny naśladowca św. Franciszka z Asyżu notatki kardynała Wyszyńskiego, opisujące pierwsze chwile po wyborze kard. Roncallego na papieża 28 października 1958 r., wymownie świadczą o duchowej łączności obu. "Wydaje mi się, że Papież ujął najzwięźlej swój program pontyfikatu w słowach: Parere Domino plebem perfectam (Przygotować Panu lud doskonały) - zanotował Prymas Polski. - Przy Jego tronie zgromadzili się kardynałowie, składając życzenia. Ja zostałem na miejscu. Elekt zdjął swoją piuskę kardynalską i oddał ją monsignorowi Di Jorio. Dość długo czekaliśmy na powrót Papieża do Sykstyny. Sutanny nie pasowały. Wreszcie Papież zajął miejsce przed ołtarzem. Widać było, że czuje się nieswojo w tym stroju i spoglądał na siebie, jak gdyby dziwiąc się, jak Go ubrali. Wyglądało na to, że Sługa Boży był zaskoczony wyborem. Czuł się w wyraźny sposób niedobrze. Po wyznaniu wiary usiadł na przenośnym tronie, by odebrać hołd kardynałów. W swojej kolejności zbliżyłem się do Papieża i prosiłem o błogosławieństwo dla episkopatu, duchowieństwa i wiernych Polski". Ceremoniał był wówczas nieco inny niż obecnie, dużo bardziej rozbudowany. Następnego dnia po wyborze odbywało się drugie homagium kardynałów i wówczas już, według zapisków kard. Wyszyńskiego, Jan XXIII "lepiej czuł się w swoim stroju. Gdy zbliżyłem się do Papieża, powiedziałem: 'Jan XIII, poprzednik Waszej Świątobliwości, wprowadził Polskę do rodziny narodów chrześcijańskich. Dziś pod przewodnictwem Waszej Świątobliwości będziemy szli do Tysiąclecia Chrześcijaństwa'. Papież prosił, abym przed odjazdem zgłosił się na rozmowę i poinformował o sytuacji Kościoła w Polsce. Prosił, aby napisać w osobnych punktach". 30 października kardynałowie po raz trzeci składali hołd wraz z ucałowaniem pierścienia Rybaka. Jan XXIII nie pozwolił już na pocałunek stopy i kolana, co wcześniej było w zwyczaju. "Podczas tego hołdu Papież ponowił życzenie spotkania się ze mną i porozmawiania o sytuacji Kościoła w Polsce" - napisał Prymas.
4 listopada podczas koronacji "w czasie śpiewania 'Tercji' zauważyłem wielokrotnie wzrok Jego skierowany ku mnie - wspominał kard. Wyszyński. - Był bardzo skupiony, szeptał modlitwy, niekiedy głośniej westchnął, zachowywał się niezwykle pokornie z głową wtuloną w ramiona, jakby poddawał się skomplikowanemu ceremoniałowi koronacyjnemu. Papież budził wielkie współczucie, nie uśmiechał się, twarz miał poczerniałą. W czasie adoracji prowadził ze mną trochę przydługą rozmowę, co niecierpliwiło ceremoniarza. Papież mówił o Częstochowie. Odbierałem niekiedy wrażenie, że Papież poddaje się woli Bożej wbrew swej woli. Miałem wrażenie, że niemal był niesiony bezwolnie na ofiarę".
Kiedy 29 listopada 1958 r. Prymas Polski uczestniczył w pierwszej po wyborze audiencji u Jana XXIII, przekazał Ojcu Świętemu adres hołdowniczy od ojców paulinów z Jasnej Góry, a także wykaz wszystkich innych polskich sanktuariów maryjnych, które odpowiedziały na papieski apel modlitewny. Przez cały pierwszy rok pontyfikatu trwały więc w Polsce Msze św. w intencji posługi Ojca Świętego, sprawowane w rytmie nowenn (w każdym sanktuarium odprawiono ich po dziewięć). Prymas Polski wręczył też Janowi XXIII majolikową miniaturkę z jego wizerunkiem, na co Ojciec Święty miał z uśmiechem powiedzieć: un poco imbellito, co znaczy - trochę upiększony.
Kard. Angelo Roncalli został papieżem w sędziwym wieku 77 lat. Ze względu na styl posługi i korpulentną budowę ciała nazywany był przez niektórych "Proboszczem świata". Nieżyczliwi mówili o nim "przejściowy papież", a plotki głosiły, że wybrano go jako najstarszego i "nie najwyższych lotów" (nic bardziej mylnego!), by mógł mianować kardynałem "najlepszego kandydata na papieża", czyli abp. Giovanniego Battistę Montiniego, a potem "naturalną koleją rzeczy zrobić mu miejsce na tronie św. Piotra"; kard. Montini został faktycznie następcą Jana XXIII - jako Paweł VI. Gdy zwracano się do niego "Ojcze Święty", c

Robert Tekieli, „Gazeta Polska Codziennie"

Nie minęły jeszcze dwa tygodnie od kanonizacji Jana XXIII i Jana Pawła II, a wydawnictwo Biały Kruk prezentuje nam 200-stronicowy album poświęcony temu niezwykłemu wydarzeniu. Zawiera on wszystkie ważniejsze fakty i teksty związane z tą uroczystością. Możemy poznać sylwetki obu papieży, ich dokonania, a także ich kult. Równie ważne jak oddające emocje zdjęcia są też świadectwa cudownych uzdrowień, którymi Bóg poświadcza świętość swoich świętych. (…) Tak niezwykłe wydarzenia jak pierwsza kanonizacja dwóch papieży trudno jest uczciwie i wyczerpująco zarejestrować. Twórcom albumu „Kanonizacja wszech czasów” ta sztuka się udała. (…) Album jest świetną pamiątką tego niezapomnianego czasu.

Joanna Szczerbińska, „Niedziela”

W albumie „Kanonizacja wszech czasów” znajdziemy znacznie obszerniejsze i bogato ilustrowane teksty o obu świętych Papieżach, napisane także przez Jolantę Sosnowską, oraz dużo bogatsze relacje z poszczególnych wydarzeń. Na wyróżnienie zasługuje, moim zdaniem, bardzo ciepły i przybliżający wiele faktów tekst o Janie XXIII, mało znanym w naszej Ojczyźnie, w którym autorka uwypukliła związki Dobrego Papieża z Polską i Panią Jasnogórską. W odróżnieniu od mniejszego albumu [„Święci papieże”] znalazły się tu też pozdrowienia papieża Franciszka do mieszkańców Bergamo, skąd wywodził się Angelo Roncalli.

Autor Adam Bujak, "Gazeta Polska"

„Kanonizacja wszech czasów”, jest typowym, monumentalnym albumem, w którym znalazło się ponad 200 fotografii. Zaprezentowano tu uroczystość kanonizacyjną z udziałem papieża Franciszka, gdyż to było głównym wydarzeniem. Książka pokazuje jednak o wiele więcej – dni w Rzymie, które ją poprzedzały, i różne odbywające się wówczas spotkania. Są wśród nich choćby sobotnie nocne czuwanie organizowane przez Lednicę i poniedziałkowa Msza św. dziękczynna. Przeglądając tę książkę, strona po stronie, poczułem się z powrotem w Rzymie, na nowo przeżywałem te wyjątkowe chwile. Mam nadzieję, że czytelnicy też tak to odbiorą oraz że albumy te przybliżają i utrwalają niezwykłą i niepowtarzalną atmosferę tamtych dni.

Opinie o produkcie (0)

do góry

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl