Leszek Sosnowski: nie widzę żadnej logiki w usunięciu marszałka Kuchcińskiego.

Nasi autorzy

Leszek Sosnowski: nie widzę żadnej logiki w usunięciu marszałka Kuchcińskiego.

Marek Kuchciński w latach 2015-2019 pełnił funkcję marszałka Sejmu. Fot.: Saeima/CC-BY-SA-2.0 Marek Kuchciński w latach 2015-2019 pełnił funkcję marszałka Sejmu. Fot.: Saeima/CC-BY-SA-2.0

Zastanawiam się, jak rodzina marszałka Marka Kuchcińskiego przekradała się na pokład rządowego samolotu, że nikt tego przez niemal cztery lata nie spostrzegł, zwłaszcza tzw. służby, i dopiero analiza dokumentów pozwoliła stwierdzić, że zabierali się z nim żona, syn lub współpracownicy. Dostać się potajemnie na pokład samolotu, szczególnie rządowego, jest praktycznie niemożliwe. Trzeba zatem przyjąć, że loty rodziny Kuchcińskiego jednak tajemnicą nie były. A jeśli nie były, to zasadnicze pytanie brzmi, dlaczego dużo wcześniej nikt nie reagował na niewłaściwe postępowanie marszałka? Dlaczego coś, co okazuje się procederem, trwało bez mała cztery lata? Dlaczego Prezes dopiero teraz ordynuje zmianę przepisów? Dlaczego nikt mu wcześniej tego nie zasugerował. Dlaczego nie są karani ci, którzy tego nie uczynili? Pojawia się w konsekwencji pytanie: dlaczego tego nie uczynili? Czy jest to tylko zaniedbanie? – bardzo w to wątpię. Logicznych odpowiedzi na te pytania nie widzę.  

Natomiast to, że wcześniej nie reagowała tak zwana opozycja, jest jasne. Od dawna wiedzieli o tych lotach, jednak sami uprawiali ten proceder nagminnie przez lat osiem, więc nie chcieli ryzykować przypominania swoich grzechów. Zresztą przed laty Prezes też nie widział nic zdrożnego w lataniu do domu samolotem osób najwyżej postawionych w państwie, co teraz ochoczo przywoływały niektóre media. Było tak jednak tylko do chwili, gdy stało się jasne, że Kuchciński będzie poświęcony przed wyborami i spłonie jak kozioł na stosie ofiarnym.

Tzw. opozycja w końcu jednak przemówiła, a raczej wrzasnęła z oburzenia. Wybory bowiem tuż, tuż, a wynik zapowiada się tragiczny… Obóz antypatriotyczny uznał najwidoczniej, że po czterech latach jego grzechy są już zapomniane, a jeśli nawet ktoś je teraz przypomni, to tylko media prawicowe, których odziaływanie jest wystarczająco słabe, by nimi się nie przejmować. Postanowili więc teraz zdać cios poniżej pasa, czyli w swoim stylu. Dlaczego poniżej pasa? Nie tylko dlatego, że sami mają identyczne grzechy na sumieniu, ale dlatego, że – jak się ostatecznie okazuje – marszałek prawa nie złamał. Proceder polegał zatem na sprzeniewierzeniu się zasadom moralnym, a nie prawnym. Jednakże zasady moralne są całkowicie obce tzw. opozycji – oczywiście wtedy, gdyby sami mieli ich przestrzegać. Zupełnie inaczej ma być w PiS-ie. Kuchciński o tym zapomniał?

Ja jednak w dalszym ciągu nie widzę w tym wszystkim żadnej logiki. Bo, przepraszam, cóż to za zasada moralna latać samolotem bez żony i rodziny oraz najbliższych współpracowników, gdy miejsca w samolocie i tak są wolne? Moralniej jest, gdy samolot lata pusty? To jest raczej przypadek psa ogrodnika, który sam jabłka nie zje i drugiemu też nie pozwoli. Inna sprawa, to kwestia odpłatności za współpasażerów, ale to nie zostało uregulowane dotychczas żadnymi przepisami i to ani przez poprzednią, ani przez obecną władzę. Skoro zatem Marek Kuchciński ostatecznie zdecydował się, mimo braku obligatoryjności, mimo, że nie musiał, zapłacić za współprzeloty swoich bliskich, to chyba się moralnie oczyścił? Oczywiście, może być również tak, że marszałek podpadł wcześniej z powodu jakichś wewnętrznych spraw, ale te nie są przez kogokolwiek oficjalnie podejmowane, więc nie mogą stanowić żadnego argumentu w publicznych rozważaniach.

Zastanówmy się, jak jest atakowany jest nie tylko PiS, ale cały nasz obóz patriotyczny? Nie armatami przecież, nie karabinami, nie szablami. Do ataku stosowana jest tylko jedna broń: media. A tego rodzaju broni PiS posiada bardzo mało – zupełnie odwrotnie niż tzw. opozycja, która od momentu przejęcia 12 lat temu władzy wszelkimi sposobami starała się (z powodzeniem!) obwarować gazetami, czasopismami, telewizją, portalami itd. Także za granicą. Nie czas i miejsce na przytaczanie tu tabel i statystyk, pisałem o tym nie raz, ale mimo przychylności telewizji publicznej proporcje w posiadaniu tej broni summa summarum wynoszą ok. 1:10 na naszą niekorzyść!

Każdy uczciwy przyzna, że jest to wyjątkowo antydemokratyczna sytuacja i tylko nędza moralna i merytoryczna oraz jawna postawa targowicka powoduje, że tzw. opozycja nie zgarnia 80–90 proc. głosów wyborczych. Gdyby zaś na rynku mediowym istniała przewaga polskich mediów, jak być w Polsce powinno, to te wszystkie kosmopolityczne koalicje obywatelsko-europejsko-gejowskie razem wzięte nie wybiłyby się w wyborach ponad 10 procent. Dzięki czemu na przykład jakaś ad hoc powołana gejowska partia typu Wiosna dostaje się nagle do Europarlamentu? Tylko dzięki totalnemu lansowaniu przez media!

Marek Kuchciński nie złamał prawa, kto więc mógł go przymusić do rezygnacji, czyli innymi słowy zwolnić? Powszechnie mniema się, że uczynił to Prezes, a dzieła dokończą posłowie. Otóż nie, to jest już finał sprawy, ale tak naprawdę marszałka zwolniły media rozpętując niebywale oszczerczą akcję wokół niego. Niektórzy przywódcy PiS-u twierdzą, że trzeba było ulec opinii publicznej. Zastanówmy się jednak, co to naprawdę znaczy? Jak powstaje taka opinia? Od początku do końca tworzą ją media. Te wszystkie cudzoziemskie media bezkarnie szalejące po Polsce. Na nie bat nie znalazł się do tej pory. A czyż jest wolą narodu, polskiego narodu, żeby w Polsce np. 100 proc. gazet regionalnych, bardzo ważnych w tworzeniu opinii publicznej i kształtowaniu postaw wyborczych, było w rękach niemieckich? Żeby największe portale były niemieckie? Żeby największa gazeta codzienna była niemiecka? Itd. itd. To są pytania retoryczne.

Kierownictwo PiS-u uległo emocjom wywołanym przez media, do których z własnym przekazem dostać się nie może. I nie dostanie się nigdy – ten fakt trzeba sobie w końcu uświadomić. Jak można ulegać na przykład prostackim i chamskim komentarzom internetowym, które tworzone są za pieniądze (funkcjonują w internecie ogłoszenia werbujące do takiej pracy), i nazywać to opinią publiczną?!

Z kolei jeżdżenie po Polsce i tłumaczenia każdemu z osobna, co się dokonało, jakie się ma plany, co dobre, a co złe, to metoda powolna. O ile działanie takie rozłożone w czasie, jak np. w trakcie kampanii wyborczej, skutkuje, o tyle w sytuacjach wymagających natychmiastowej reakcji nie może w ogóle zaistnieć.

Na łamach wpolityce.pl przeczytałem wczoraj, że „dalsze utrzymywanie marszałka na stanowisku dawało opozycji ogromne porcje życiodajnego paliwa przed wyborami do Sejmu”. To znaczy, że bez Kuchcińskiego „ogromne porcje życiodajnego paliwa” zostały antypolskim działaczom, nazywającym się opozycją, odebrane? Nic bardziej mylnego. Znajdą dosyć paliwa! Oni to paliwo sami sobie non stop wytwarzają: może nim być wszystko i każdy. To nie Kuchciński dostarczył im paliwa, lecz został na to paliwo przerobiony. Jeśli można atakować nawet św. Jana Pawła II – brutalnie, ordynarnie i bezkarnie! – to co dopiero kogokolwiek z obozu patriotycznego.

Marek Kuchciński ani mi brat, ani swat. Mogę nawet powiedzieć, że mam do niego pretensje o niedotrzymanie słowa w pewnej zawodowej sprawie. Nie o niego tu jednak tylko chodzi, ale o sposoby działania. Postępując tak, jak w sprawie marszałka, niedługo trzeba będzie kolejnych ludzi dymisjonować jednego po drugim...

Cóż więc robić? Może prościej będzie powiedzieć, czego nie robić. Nie należy pod żadnym pozorem reagować na byle zaczepki, bo to właśnie te reakcje de facto dostarczają paliwa, to one robią z igły widły, a nie grzechy typu Kuchcińskiego. Uważam za niepoważne, aby najważniejsze osoby w państwie nieustannie wypowiadały się na temat każdego bąka, jakiego wypuści tzw. opozycja – a tak niestety jest. Nie można się co chwilę kajać za byle pomówienie medialne, a równocześnie tolerować u wrogów przestępstwa (szerzej o tym pisałem w czerwcu we „Wpisie”). Takie reakcje osłabiają wizerunek całego ugrupowania. Te emocjonalne reakcje mają jeszcze jeden wielki minus: zabierają czas i siły, które powinny być przeznaczone na pozytywną i efektywną pracę.

Nowych polskich mediów do wyborów się nie zbuduje, to jasne. Proces ten nie zostanie zapewne nawet rozpoczęty. Oby przynajmniej został podjęty poważnie w kampanii wyborczej. Gdyby tymczasem istniał demokratyczny układ medialny w Polce, to byśmy dziś nie rozważali, czy obóz patriotyczny wygra wybory, ale czy osiągnie 85, czy 90 proc. głosów. Przeciwnikiem naszym nie jest bowiem prawdziwa opozycja, ale targowica, która działa według koncepcji „im gorzej dla Polski, tym lepiej dla nas”. Nie mając stosownych mediów, zwłaszcza regionalnych, nie można jednak tego uświadomić wszystkim Polakom; gdyby nie to, koalicja obywatelsko-europejsko-gejowska zmagałaby się z progiem wyborczym. Oni i tak zostaną w wyborach ukarani i, moim zdaniem, nasz obóz wygra, ale rozmiary zwycięstwa na pewno nie będą takie, jak być powinny. Choć przyjmuję każdy zakład, że PiS nie będzie potrzebował żadnego koalicjanta, by dalej samodzielnie rządzić. Mnie to jednak nie satysfakcjonuje. Chciałbym powalczyć jak Orban na Węgrzech: o większość konstytucyjną.

Leszek Sosnowski

Autor jest polonistą, germanistą, dziennikarzem, artystą fotografikiem (laureat 57 międzynarodowych nagród), wydawcą i publicystą. Wydawał i rozprowadzał książki, płyty i filmy w podziemiu w latach 1980. Autor scenariuszy filmów dokumentalnych w tym pełnometrażowego „Przyjaciel Boga”. Organizator kilkudziesięciu wystaw plenerowych poświęconych św. Janowi Pawłowi II, Krakowowi i Polsce. Autor kilkunastu książek z zakresu kultury, religii i polityki. Laureat m.in. „Książki Roku” za „Krainę Benedykta XVI”. Wieloletni działacz katolicki i patriotyczny. Znawca rynku mediów, spraw krajów niemieckojęzycznych oraz życia i dzieła św. Jana Pawła II, redaktor blisko 100 książek Jemu poświęconych. Autor ponad tysiąca artykułów i esejów. Założyciel (przed 25 laty) i prezes Białego Kruka. Pomysłodawca i publicysta miesięcznika „Wpis”. Odznaczony m.in. medalem „Pro Patria” oraz Orderem Odrodzenia Rzeczypospolitej.

Dlaczego przestałem być lewakiem

Dlaczego przestałem być lewakiem

Manfred Kleine‐Hartlage

Napisana żywym językiem, niepozbawiona ironii książka niemieckiego autora Manfreda Kleine-Hartlage to barwny opis jego drogi od zagorzałego socjalisty, działacza SPD, do wyznawcy wartości konserwatywnych i chrześcijańskich. Od groteski do normalności. Od oszustwa do prawdy.


Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.