Jan Parys: powinna być upowszechniona zasada, że tyle masz władzy, ile bierzesz na siebie odpowiedzialności.

Nasi autorzy

Jan Parys: powinna być upowszechniona zasada, że tyle masz władzy, ile bierzesz na siebie odpowiedzialności.

Państwo to szczególna sieć instytucji, które mają legalny monopol na używanie siły, które wychowują młode pokolenie z myślą o państwie, które wpływają na stan gospodarki czyli na poziom życia materialnego obywateli. Państwo powstało, bo ludzie już dawno wiele wieków temu zorientowali się, że nie potrafią żyć w pojedynkę, że tylko wspólnie mogą zapewnić sobie bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne, a do uzyskania skuteczności władza musi mieć możliwość uczenia ludzi postaw propaństwowych, prowspólnotowych oraz musi mieć środki finansowe. Stąd zgoda na pobieranie podatków. Stąd także zgoda na to, by władza mogła używać przymusu w określonych sytuacjach tj. dla wyegzekwowania swych decyzji. Trzeba jednak zaznaczyć, że ta zgoda na działania władzy państwowej w ustroju demokratycznym ma oparcie w decyzjach wyborców.

Kataklizmy z ostatnich lat jak kryzys finansowy z początku XXI wieku, pandemia czy wojna w Europie pokazały, że bez państwa narodowego nie potrafimy ratować się w trudnych sytuacjach. Obywatele, nawet ci o poglądach liberalnych, zaczęli oczekiwać od władzy państwowej aktywności podczas kryzysu, tj. pomocy i wzięcia odpowiedzialności za los zbiorowości. Stało się jasne, że zachowując postawę skrajnie liberalną, czyli indywidualistyczną, nie uratujemy ani siebie, ani swoich bliskich, że władza państwowa to jest jedyna instytucja, która ma jakieś atuty czyli zasoby potrzebne w trudnych sytuacjach. Jednoczenie stało się oczywiste, że ani globalne korporacje, ani gracze działający na rynkach międzynarodowych, ani organizacje ponadnarodowe, mimo swej potęgi, nie mają możliwości, by rozwiązywać kryzysowe sytuacje. Unia Europejska długo była pasywna podczas pandemii, a gdy zaczęła coś działać, to wykazała się nieudolnością przy zakupie szczepionek. Ciężar decyzji i działań podczas kryzysu spadł na władze państwowe w poszczególnych krajach.

Państwa musiały wrócić do roli aktywnej podczas kryzysu finansowego nawet w USA, czyli tam, gdzie władza należy do zwolenników liberalizmu ekonomicznego, gdzie panuje wiara w siłę rynku i prywatnej gospodarki. Instytucja państwa, którą już odsyłano do lamusa okazała się jednak potrzebna. Trudno więc mówić czy powrót państwa to coś dobrego lub nie, bo jego powrót okazał się konieczny. Czy to jest proces niebezpieczny? Moim zdaniem nie zawsze, bo nie każde silne państwo prowadzi do socjalizmu czy autorytaryzmu. W pewnych sytuacjach aktywne państwo jest po prostu potrzebne. Nie widzę zagrożeń autorytaryzmem z tego powodu, że państwo ratowało firmy w USA podczas kryzysu finansowego, ani gdy nasz kraj wydał 280 mld złotych na pomoc dla firm w czasie pandemii, ani gdy państwo zwiększyło nakłady na zbrojenia w Polsce z powodu wojny. Z takich pomysłów lub decyzji nie będzie ani autorytaryzmu ani groźby wywołania wojny. Wojny biorą się z zachłanności imperializmu, a nie z tego, że władza państwowa np. we Francji jest silna, zresztą dużo silniejsza niż w Polsce .

Kiedy powstała presja migracyjna na naszą granicę wschodnią z Białorusią było wiele protestów, gdy rząd realizując zadania konstytucyjne zarządził szczególną obronę tej granicy i budowę zapory. Byli tacy co werbalnie protestowali wobec działań rządu. Takie protesty są zgodne z regułami ustroju demokratycznego. Ale byli też tacy, którzy zaczęli czynnie przeciwdziałać obronie granicy np. powstawały specjalne organizacje, których celem było wspomaganie przemytu nielegalnych migrantów. Jak wiadomo były też samorządy które ogłaszały, że nie wykonają poleceń rządu w kwestii ochrony granic, bo się nie akceptują decyzji władzy państwowej. Niestety te anarchiczne akcje spotykały się z aprobatą części klasy politycznej, która powinna lepiej niż celebryci rozumieć polską rację stanu.

Mamy prezydentów miast, którzy szczycą się tym, że nie wydają zgody ma marsz 11 listopada, chociaż jest to święto państwowe zapisane w Konstytucji. Mamy samorządowców, którzy ogłaszają, że nie pozwolą rodzicom ani nauczycielom używać podręcznika prof. Wojciecha Roszkowskiego do nowego przedmiotu „Historia i teraźniejszość” zatwierdzonego przez ministerstwo. To moim zdaniem świadczy o braku zrozumienia czym jest demokracja i czym jest państwo.

Demokracja to także szacunek dla władzy mającej mandat wyborczy. Tak jak nie mogę się zgodzić na to, że atakuje się policję za to, iż nie dopuszcza do ataku jednych manifestantów na innych. Policja stara się gwarantować każdej grupie korzystanie z wolności i blokuje awantury. Szkoda, że nie wszyscy, że nie cała klasa polityczna to rozumie.

 

Państwo narodowe w globalnym świecie

Ważną i sporną jest kwestia podzielenia obowiązków między organizacje ponadnarodowe np. Unię Europejską a władze poszczególnych państw. Najpierw warto przypomnieć, że zgodnie z traktatem Unia Europejska nie jest państwem. Stąd jej uprawnienia nie mogą być takie jak w przypadku władzy państwowej. Jest trudno z aptekarską dokładnością wymienić, które kompetencje w modelu idealnym powinny należeć do Unii Europejskiej, a które do państw członkowskich. To zależy od obowiązującego traktatu oraz od tego jak widzimy rolę Unii Europejskiej w przyszłości. To zależy także od woli obywateli w poszczególnych państwach; nie muszą wszyscy obywatele mieć zgodne poglądy w sprawie podziału uprawnień między kraje członkowskie a Brukselę.

Siła i trwałość organizacji ponadnarodowych – jak NATO – nie polega na przymusie i unifikacji, to zawsze była dobrowolna koalicja chętnych do działania. Wiemy, że w NATO nawet jeżeli wszyscy zgodnie podpisywali dokumenty, to jednak nie wszyscy je realizowali. W Sojuszu Atlantycki obowiązuje prawo veta, ale nie muszą wspólnie działać wszyscy na raz. Ci, którzy chcą np. pomagać Ukrainie, pomagają, nikt jednak nie może zmusić danego kraju do takiego działania. Nie wierzę w organizacje międzynarodową, która stosuje przymus. Bo do stosowania przymusu trzeba mieć legitymację wyborców, a takiej legitymacji np. Unia Europejska nie ma.

ONZ mimo wielu wad istnieje i pełni pożyteczną rolę dlatego, że nikt nikomu nie może niczego narzucić. Mimo to ONZ jest potrzebna. Prawo veta jest pomyślane jako gwarancja, iż przymusu nie będzie. W ONZ zawsze się pilnuje, by wszystkie regiony były reprezentowane na różnych szczeblach. By nie było tak, że organizacja lub jej agendy pomija lub świadomie ignoruje interesy jakiegoś regionu jak to się dzieje w Unii Europejskiej, która często ignoruje interesy i opinie państw Trójmorza. Systematyczne lekceważenie interesów państw Trójmorza przez Europę Zachodnią nie pomoże w rozwiązaniu jakiegokolwiek problemu w Unii, zaostrzy natomiast konflikty w jej wnętrzu, czyli prowadzi ją do destrukcji.

Są dwa warunki racjonalnego kooperowania państw narodowych i organizacji ponadpaństwowych takich jak Unia Europejska. Kluczowa sprawa przy funkcjonowaniu struktur ponadnarodowych to zgoda na to, że nie ma jednego obowiązującego wzoru rozwoju, lecz że każdy kraj może iść swoją drogą. Innymi słowy trzeba zrozumieć, że to nie Fukuiama, lecz że Huntington ma racje.

Druga sprawa to właściwe rozumienie kompromisu w Unii. Dziś kompromis ma polegać na tym, że mniejsze i słabsze kraje mają ustępować większym i podporządkować się ich interesom. Zatem słabsi mają ponosić straty na rzecz silniejszych. Tymczasem prawdziwy kompromis to coś zupełnie innego niż dominacja silnych. Prawdziwy kompromis polega na tym, że każda strona odnosi korzyści z ugody i dopiero wtedy zawiera porozumienie. Dla takiej postawy nie ma zrozumienia w obecnej Komisji Europejskiej.

 

Skuteczność państwa polskiego

Jak można ocenić skuteczność naszego państwa w sytuacjach kryzysowych? Jeżeli idzie o nasze pastwo, to mimo różnych błędów ogólnie oceniam jego sprawczość na mocne 4. Dlaczego nie wyżej? Bo np. podczas pandemii rozdano za łatwo i zbyt dużo pieniędzy. Można było także dając spółkom środki wchodzić na akcje. Dziś także wiemy, że wiele firm otrzymało środki chociaż ich nie potrzebowały.

Jeżeli idzie o wojnę to uważam, że podejmując trudne decyzje o dodatkowych wydatkach na zbrojenia dyplomaci nie zdołali uzyskać korzyści, które były do osiągnięcia. Trudno mi zaakceptować, że u nas często ważne decyzje podejmują urzędnicy, którym obca jest realna wiedza o gospodarce, bo posiadają informacje o życiu gospodarczym tylko z mediów. W rezultacie decyzje dotyczące np. podatków w ustawie „Polski Ład” oraz decyzje dotyczące sankcji na rosyjski węgiel okazały się błędne, wymagały korekty i były kosztowne. To są dowody, że u nas często ktoś chce dobrze, ale nie zawsze jest profesjonalny.

 

Poszukiwanie zgody

Zgadzam się z osobami, które podkreślają, iż brakuje w Polsce poszukiwania rozwiązań ponadpartyjnych, czyli brakuje prób budowy consensu w ważnych kwestiach. To jest potrzebne zwłaszcza w sprawach długookresowych jak np. zbrojenia, budowa reaktorów atomowych czy wiatraków za 180 mld PLN. Jednak aby to było możliwe muszą być spełnione pewne warunki. Nie można delegitymizować instytucji państwa. Mówienie o „Trybunale Przyłębskiej”, o „pisowskim państwie”, o „wojsku Macierewicza”, przyjęcie postawy totalnej opozycji itp. to wszystko powoduje, że warunków do rzeczowej debaty nie ma, bo każda kwestia staje się narzędziem walki politycznej. Jeżeli mimo demokratycznych wyborów traktujemy władzę mającą mandat jak nielegalną, to rozmowy nie ma i nie będzie. Niestety dziś Sejm mimo, że to ma być miejsce rozmowy, takim miejscem rozmowy nie jest. W Sejmie jest stale polityczna awantura, a nie debata. Zatem gdzie ma być okazja do szukania consensusu? Dziś Parlament, tak jak audycje w mediach, przypomina walkę kogutów zamiast rzeczowej debaty.

Określenie priorytetów państwa zależy od tego co się aktualnie dzieje. Zatem trudno je ustalić raz na sto lat. Poza tym priorytety nie mogą być wynikiem sondażu. Bo nie zawsze obywatele widzą wszystkie ważne uwarunkowania sytuacji. Gdyby tylko słuchać sondaży, to nie było by bardzo wielu ważnych budowanych wiele lat inwestycji, bo najłatwiej szybko rozdać pieniądze, posiadane i pożyczone.

Państwo to nie tylko aparat centralny, to także samorządy i biznes, bo bez nich nie ma państwa i jego sprawczości. Sam centralny aparat państwa nie znaczy wiele. On jest inicjatorem, koordynatorem i moderatorem wobec biznesu i samorządów. Nawet firmy i samorządy zachowując swą autonomie są częścią państwa w tym sensie, że działają we wspólnej przestrzeni zarówno geograficznej jak i prawno-finansowej. Zatem są częścią systemu jaki tworzy wokół nas państwo. Państwo nie rządzi wprost samorządem, biznesem czy obywatelami, ale tworzy warunki w których funkcjonują.

Chorobą naszych czasów jest to, że wiele osób chce decydować nie mając do tego ani mandatu ani wiedzy, a niewielu chce coś razem zrobić czyli poświecić swój czas i środki dla wspólnoty. Tymczasem powinna być upowszechniona zasada, że tyle masz władzy, ile bierzesz na siebie odpowiedzialności. Niestety dziś ta prosta i oczywista zasada nie obowiązuje. (…)

Mamy moim zdaniem problem z postawami obywatelskimi u poszczególnych ludzi i żadne nakazy czy przepisy tego nie zmienią. Za każdą firmą i za każdym samorządem stoją konkretni ludzie. Od ich postawy zależy jak działają instytucje którymi kierują. Kluczową sprawą są zatem postawy obywatelskie, bo to one są podstawą motywacji do działania prospołecznego lub do pasywności.

 

Potrzeba szacunku dla państwa

Nie uważam, że skuteczność państwa wymaga zwiększonego nadzoru nad obywatelem, jak np. w Chinach. Raczej kładłbym nacisk na kształtowanie postaw propaństwowych i na budowanie szacunku dla instytucji państwa. Temu ma służyć m in. nowy przedmiot w szkole „Historia i teraźniejszość” czy szkolenie wojskowe młodzieży. Moim zdaniem uczenie postaw propaństwowych jest dziś trudne, gdyż obecnie w życiu publicznym dominuje ideologia liberalna, która promuje indywidualizm. Jeżeli uczymy młodzież tylko realizacji własnych prywatnych celów, jeżeli młody człowiek nigdy nie nauczył się działać we wspólnotach takich jak harcerstwo, grupa szkolna, klub sportowy, parafia, czy jakakolwiek inna instytucja, to pozostanie zajęty wyłącznie własną wolnością, własnymi interesami i będzie koncentrował się tylko na roszczeniach. Takich ludzi wychowanych w duchu indywidualizmu trudno namówić do działań prospołecznych nawet podczas katastrofy. Bo oni w trudnej sytuacji chcą po prostu uciekać od problemów ogólnych, a nie ratować siebie i innych.

Nowoczesna technika to nie tylko dobrodziejstwo, ale i zagrożenie. Bo ta nowoczesna technologia daje nieograniczone możliwości nadzoru nad obywatelem. Np. internet jest bezcenny, ale i groźny. Można wykorzystać siłę państwa, zwłaszcza w ustroju nie demokratycznym, w złym kierunki. Ale tak jest z każdym narzędziem. Państwo to narzędzie. Władza może używać jego instytucji w złym lub dobrym celu. Demokracja polega na tym, że ktoś wygrywa wybory, a to oznacza, że dostaje mandat by używać instrumentów państwa, lecz władza pozostaje pod kontrolą społeczeństwa, gdyż kadencja każdej władzy się kończy, a rząd nie działa dowolnie, lecz w ramach prawa. A wybory to najczęściej gilotyna dla rządu popełniającego błędy.

Trzeba przyjąć do wiadomości, że jest nowe społeczeństwo, wychowane na nowych technologiach informacyjnych, więc model państwa powinien to uwzględniać. Ludzie dziś nie tylko więcej wiedzą i są lepiej wykształceni, ale mogą bardzo szybko się komunikować. Władza musi się liczyć z błyskawicznymi reakcjami obywateli. To daje obywatelom ogromną siłę wobec władzy państwowej, a więc internet jest nową formą kontroli obywateli nad władzą centralną. Pojawił się nowy świat, mianowicie rzeczywistość w sferze elektronicznej, która de facto nie podlega żadnej kontroli, a z którą władza musi się liczyć.

Trudno jest określić granice ingerencji państwa w życie obywateli, bo to zależy od sytuacji i potrzeb. Inaczej jest w czasach pokoju, inaczej w czasie wojny, inaczej w czasie prosperity, a inaczej w czasie załamania gospodarczego. Granic działania państwa nie da się na trwałe zapisać w żadnej umowie. Obywatele, biznes i samorządy będą angażować się w sprawy ogólne na tyle, na ile zechcą, to zależy od ich indywidualnych motywacji. Zdolność do zachowań prospołecznych można nazywać dojrzałością obywatelską.

By zilustrować o co chodzi, pragnę przywołać przykład z ostatniego czasu. Pani marszałek jednego województwa ogłasza, że rzeka w „jej” mieście jest zatruta rtęcią czyli substancją śmiertelnie szkodliwą. Potem okazuje się, że pani marszałek nie pytała o stan wód w wojewódzkiej stacji sanepidu ani w resorcie klimatu, lecz dzwoniła do polityków sąsiedniego kraju na dodatek prowadząc rozmowę telefoniczną wskutek słabej znajomości języka obcego pomyliła sól z rtęcią. Ale wywołała alarm na całą Europę. I nikt za to nie przeprosił. A sprawczyni zamieszania jest uważana w pewnych kręgach za bohaterkę, bo „dowaliła” rządowi. Problem w tym, że dowaliła własnemu krajowi, a nie rządowi.

Inny przykład to list bardzo znanego publicysty zamieszczony w Gazecie Wyborczej latem tego roku na tematy geopolityczne, skierowany do niemieckiej minister spraw zagranicznych. List jest opatrzony długą skargą na politykę zagraniczną polskiego rządu. I nie jest ważne czy ta krytyka jest słuszna. Mamy do czynienia z publiczną skargą do ministra innego państwa na własny kraj. Te casusy to są dowody na groźne skutki skrajnej wojny politycznej, która prowadzi do delegitymizowania państwa. Przy upowszechnieniu takich postaw jak u pani marszałek czy u wspomnianego autora żadnego konsensusu w prawie priorytetów polskiego państwa nie zbudujemy.

Nie idealizujmy zatem naszych obywateli, naszych samorządów, naszych celebrytów ani naszego biznesu. Wystarczy spojrzeć na ankiety dotyczące postaw proobronnych; ile młodych osób chce bronić kraju? Zastanówmy się kto ich tak wychował, że własny kraj nie jest dla nich wartością, kto daje młodzieży takie egoistyczne wzory zachowania? Dlaczego młode pokolenie nie rozumie, że jest coś takiego jak dobro wspólne, za które odpowiada każdy z nas, ale instytucjonalnie władza państwowa.

Być może debatę o potrzebie konsensusu w sprawie priorytetów państwa trzeba zacząć od zdefiniowania, co jest dobrem wspólnym. Bo bez zrozumienia czy jest i czym nie jest dobro wspólne, mówienie o potrzebie zaangażowania w sprawy inne niż prywatne nie ma sensu. Co zatem możemy uznać za dobro wspólne? Trzeba sobie odpowiedzieć, czy należy do niego nasza tradycja polityczna, kultura, dorobek materialny, autostrady zbudowane za miliardy, zabytki, twórczość Mickiewicza, przyroda między Bugiem a Odrą, elektrownia atomowa, KGHM, PKO BP, państwo między Bałtykiem a Tatrami?

Artykuł ukazał się w miesięczniku "Wpis" (12/2022).

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.