"Czyja wiara, tego władza". Polecamy felieton Leszka Sosnowskiego z najnowszego numeru miesięcznika WPIS!
Tak obrazowo przedstawiano w III Rzeszy fizyczną „destrukcję jakościowego społeczeń- stwa przy słabym rozmnażaniu się ludzi wysoce wartościowych”. Pokazano na 5 rysunkach, jak sukcesywnie będzie ta „destrukcja” postępować w ciągu 120 lat, gdy „niepełnowartościowi będą mieć 4 dzieci, a wysoce wartościowi 2”. Fot. Wikimedia Kilkadziesiąt kilometrów na północ od Lipska znajduje się Wittenberga, miejscowość w X w. jeszcze słowiańska, ale pod koniec średniowiecza już całkowicie zgermanizowana i rozbudowana. Rankiem 31 października 1517 r. stanął tam przed pięknym, zupełnie nowym wówczas kościołem Wszystkich Świętych mnich augustiański z młotkiem i dwoma wielkimi arkuszami papieru w ręku. Był to niejaki Martin Luter, znany z tego, że od kilku lat prowadził otwartą walkę teologiczną z katolickim Kościołem. Od razu zabrał się do przybijania na drewnianych drzwiach kościoła przyniesionych ze sobą gęsto zapisanych papierów; było na nich 95 tez, z których dwie pierwsze brzmiały tak:
1. Gdy Pan i Mistrz nasz Jezus Chrystus rzecze: „pokutujcie”, to chce, aby całe życie wiernych było nieustanną pokutą.
2. W żaden sposób nie można pod wyrazem „pokutujcie” rozumieć Sakramentu pokuty, to jest spowiedzi i zadośćuczynienia, które kapłan sprawuje.
Już druga teza oznaczała wyzwanie rzucone Kościołowi katolickiemu, a raczej zerwanie z nim. Wiele z następnych również nawoływało do sprzeciwu wobec katolickiego nauczania i zwyczaju. Szczególnie ostro został potępiony handel odpustami. Dzięki temu, że Marcin Luter posiadał możnych protektorów politycznych, jego 95 tez szybko zostało upowszechnionych; od wieków antypapiescy książęta niemieccy czekali na coś takiego i wreszcie znaleźli dla siebie odpowiednie wsparcie ideowe.
W dalszej konsekwencji doszło do długotrwałych wojen religijnych, które chwilowo ustały w 1555 r. w wyniku pokoju zawartego w Augsburgu miedzy katolickim cesarzem Karolem V Habsburgiem a protestanckimi już książętami Rzeszy, opiekunami nie samego Lutra, bo ten już nie żył, ale luteranów. Wówczas to ogłoszona została reguła cuius regio, eius religio, a więc „czyja władza, tego religia”. Początkowo wyglądało na to, że była to tylko sprytna sentencja wspomagająca postanowienia pokojowe. W praktyce okazało się jednak, że zasada ta miała przetrwać wieki, by w czasach nam współczesnych obowiązywać nie tyle w kwestiach czysto religijnych, ile szerzej – światopoglądowych.
1.
Najbardziej podatni na akceptację tej wiedzy, którą oficjalnie przekazuje społeczeństwu władza, od dawnych królów po dzisiejsze parlamentarne rządy, wydają się być w europejskim kręgu Rosjanie. Osobiście jednak jestem przekonany, że to Niemcy są jeszcze bardziej podatni na przekazy oraz przykazy płynące od władzy, i to oni najłatwiej akceptują to, w co władza państwowa każe im wierzyć bezkrytycznie.
Właśnie dzięki regule „czyja władza, tego religia” Niemcy od czasów Lutra (1483–1546), można powiedzieć, „szkolili się” intensywnie w podporządkowywaniu się władcy oraz jego poglądom. Z generacji na generację wykazywali coraz doskonalszą subordynację wobec panujących nie tylko w sprawach politycznych, podatkowych, militarnych czy porządkowych, ale również światopoglądowych. Władza świecka uznała bowiem za stosowne akceptować, lub nie, także kanony wiedzy z różnych dziedzin, w tym teologii. Co odgórnie zatwierdzono, obowiązywało wszystkich. Zaordynowana nauka stawała się dla poddanych obowiązkiem, o ile nie świętością, i nie podlegała sceptycyzmowi. To zupełnie inaczej niż w Rzeczypospolitej, gdzie podporządkowanie władzy malało z pokolenia na pokolenie, by osiągnąć w końcu stan pewnej anarchii. To prawda, że zakończyło się to wówczas bardzo nieszczęśliwie, rozbiorem kraju. W Polakach jednak wykształciło się upodobanie do wolności, indywidualności oraz silny instynkt sceptycyzmu w stosunku do władzy. Najlepszym dowodem tego było w dawnej polityce i działalności społecznej liberum veto. Potępiane było i jest przez różne frakcje historyków aż po wiek XXI, ale czy do końca słusznie? Zwłaszcza pierwsze stulecie funkcjonowania prawa do zgłaszania na sejmach indywidualnego veta nie świadczyło źle o tej regule, która potem została jednak zdegenerowana, zresztą pod wielkim wpływem zagranicznych matactw politycznych.
Olbrzymiej większości narodu w Niemczech tymczasem wystarcza rozkaz, by uwierzyć w każdą kolejną państwową ideologię oraz wdrażać się w nią. Choćby nawet taka ideologia była krańcowo przeciwna ideologii głoszonej jeszcze niedawno, zaledwie dwa, trzy pokolenia wcześniej. Nie potrzeba wieków, by zmieniły się poglądy Niemców jako całości; mogą to zrobić nawet z roku na rok. Weźmy choćby najnowszy przykład lansowanej usilnie od kilku lat przez ich państwo koncepcji, którą nazywamy w skrócie multi-kulti. Jest ona przecież pełną odwrotnością królującej w narodzie niemieckim jeszcze trzy generacje temu teorii ras.
Warto przywołać tu kilka zdań przypomnienia o tej teorii, ponieważ nakłanianie do zapominania o tamtym czasie, o tamtej historii, należy do współczesnego programu masowego prania mózgów. I to wcale nie tylko niemieckich, ale równie dobrze polskich, amerykańskich i wielu innych nacji. Ponadto młodsza generacja nie ma nawet czego zapominać z tego prostego powodu, że nikt jej już nie przekazuje prawdy na ten temat. Wprost przeciwnie.
Przypomnijmy więc, że wiedza zawarta w takich nazistowskich książkach ideologicznych jak „Nauka o rasie narodu niemieckiego” (Rassenkunde des deutschen Volkes) czy „Rasa i dusza” (Rasse und Seele) była w III Rzeszy ważniejsza niż ta z Biblii. Owa wiedza była wówczas w Niemczech teorią w stu procentach naukową. Akceptowało ją 90 proc. niemieckich akademików! To co dopiero mówić o zwykłym ludzie… W teorię ras – która zresztą ma swoje pierwotne ślady także w innych krajach – zaangażowane były w III Rzeszy różne dyscypliny naukowe. Z całą powagą opublikowano wówczas tysiące prac naukowych, tysiące artykułów, wygłoszono tysiące wykładów w szkołach i na uczelniach, nakręcono tysiące filmów, codziennie poświęcano jej audycje radiowe. Kto się jej sprzeciwiał, był najpierw ogłaszany ciemniakiem, a z biegiem (szybkim) lat stawał się więźniem lub trupem.
Teoria ta była potrzebna tylko po to, żeby usprawiedliwić zbrodnie i grabież III Rzeszy. Oficjalnie natomiast służyła doskonaleniu ludzkości.
Teoria ras została bardzo podstępnie połączona z eugeniką. Po wyselekcjonowaniu gorszych gatunków, podludzi, należało ich zgodnie z zaleceniami naukowymi unicestwić; najekonomiczniej było ich spalić. Oczywiście wcześniej pozbawiając ich wszelkiego mienia, w tym nawet złotych zębów. Życie nie tylko Żydów i Polaków, ale także kryminalistów (choć nie wszystkich), dysydentów, umysłowo upośledzonych, homoseksualistów, lesbijek, kalekich uznawano urzędowo i kategorycznie za nic niewarte: lebensunwertes Leben. A jak Leben nic nie jest warte, to po co ono społeczeństwu i państwu? W kategorii do wyeliminowania mieścili się nawet próżniacy, o co oczywiście można było posądzić każdego, kto podpadł władzy. Wykluczanie ludzi poprzez ich mordowanie uznano bez zmrużenia oka za naukowo uzasadnione i tym samym zalecone do realizacji przez instytucje niemieckiego państwa.
Po 1945 r. nie zrezygnowano tam z indoktrynowania własnego narodu (i innych nacji także). Z tym, że Niemcy szybko popadli w przeciwieństwo światopoglądowe. Tak jak dawniej mordowali homoseksualistów i innych odchylonych od ustalonego przez państwo wzorca, tak teraz czynią z tych ludzi szlachetną normę, punkt odniesienia do rozważań o sprawiedliwości społecznej. Wieszają tęczowe flagi nawet w urzędach państwowych. Czy popadają ze skrajności w skrajność z powodu wyrzutów sumienia? Na pewno nie, bowiem nie widać u nich nawet śladu żalu za grzechy, a ich arogancki stosunek do zadośćuczynienia Polakom za okrutne zbrodnie i totalną grabież w latach 1939–1945 świadczy o wyjątkowej bezduszności.
Można by zapytać, po co im nowa, genderowa ideologia? Otóż państwo, które chce osiągnąć cele imperialne, zawsze musi mieć jakąś ideologię, wokół której – po pierwsze – będzie jednoczyć poszczególnych obywateli. Nie może to być zestaw poglądów chrześcijańskich, bo te nakazują jednoczyć się wokół Boga i Chrystusa, im bez reszty się podporządkowywać, a nie jakiemukolwiek ideologowi. Po drugie – funkcjonowanie systemu genderowego opiera się na totalnym wykluczeniu jego przeciwników. Wykluczenie zaś jest jednym z podstawowych narzędzi sprawowania tyrańskiej władzy i wymuszania określonego systemu społecznego. Tyczy się to zarówno faszyzmu, bolszewizmu, maoizmu, jak i innych tego typu „izmów”. Czy ruchy genderowe można zrównać np. z faszyzmem? Na pewno nie, a może jeszcze nie, ale trudno zaprzeczyć, że osobnicy posługujący się tą ideologią stosują wykluczenia jako broń przeciwko każdemu, kto się z nimi nie zgadza. Ba, powstała nawet cała gałąź wiedzy nazywana kulturą wykluczenia. To ci – kultura…
Na przeciwległym biegunie wykluczenia jest rzecz jasna totalna preferencja, można nawet powiedzieć: prymat – społeczny, polityczny, medialny, zawodowy, oświatowy, gospodarczy, kulturalny, nawet religijny. Prymat głosicieli i miłośników ideologii genderowej.
2.
W Europie Zachodniej wykluczenie osiąga już absurdalne, ale i dramatyczne rozmiary. Na przykład w Polsce ministra Nowacka wyklucza, jak wiemy, ze szkół ludzi optujących za tradycją, wiarą i prawem naturalnym, po prostu ludzi zdroworozsądkowych. Antypolski program nauczania i zarazem komunistyczny światopogląd narzuca całej polskiej młodzieży wojująca feministka, antyklerykałka, ateistka, antypatriotka, przeciwniczka małżeństw, reprezentująca na dodatek kosmopolityczną partię nazywającą się dla zmyłki Inicjatywa Polska, która liczy, jak sami podają, uwaga – 69 (sic!) członków płacących składki.
Także sądy wykluczają i prześladują myślących inaczej niż wymaga tego lewactwo. Instytucje te zdają się naśladować sądy przejęte przez targowiczan po wkroczeniu do Warszawy w 1792 r. Stają się one urzędami cenzorskimi. Trzeba przyznać, że to bardzo praktyczne, bowiem taki sąd wytropi nieprawomyślność i od razu za nią skaże.
A totalnie genderowa Unia Europejska, wzorzec fałszywego braterstwa, krynica chorego rozumu i kolebka degradacji moralnej? Wyklucza ludzi prawicy z polityki, kultury i życia społecznego, prześladuje konserwatystów, katolików i obrońców narodowych suwerenności.
Książki można by pisać – niektórzy to zresztą robią – o eliminowaniu ludzi i poglądów w świecie lewactwa, także genderowego. Dziś, co prawda, nie wykluczają mordując, ale ostracyzm XXI w. jest tyleż bolesny, co skuteczny.
(...)
Leszek Sosnowski
*
Powyższy fragment pochodzi z artykułu, który w całości przeczytać można w aktualnym, wrześniowym numerze miesięcznika WPIS:

WPIS 09/2025 (e-wydanie)
Wrześniowy numer Waszego ulubionego miesięcznika „Wiara Patriotyzm i Sztuka” lepiej znanego pod skróconą nazwą „Wpis” już w sprzedaży! Jak każdego miesiąca przygotowaliśmy dla Was wyselekcjonowany zbiór felietonów na aktualne tematy, podobnie jak całą serię artykułów powiązaną z rocznicami historycznymi.
Zapraszamy do naszej Księgarni Internetowej po miesięcznik WPIS - egzemplarze pojedyncze lub w prenumeracie - tradycyjnie albo elektronicznie:

Prenumerata elektroniczna WPiSu na drugie półrocze 2025 roku (5 numerów, w tym jeden podwójny)
Miesięcznik „Wpis” już od piętnastu lat pozostaje wierny swym założeniom i przedstawia Czytelnikom podstawowe wartości, a więc wiarę, patriotyzm i sztukę.
Publikują u nas tak znakomici autorzy, jak m.in.: Adam Bujak, ks. prof. Waldemar Chrostowski, Leszek Długosz, prof. Ryszard Kantor, dr Marek Klecel, ks. prof. Janusz Królikowski, prof. Grzegorz Kucharczyk, dr Monika Makowska, prof. Aleksander Nalaskowski, prof.

Prenumerata miesięcznika WPIS na rok 2025. Wydanie drukowane
Miesięcznik „Wpis” już od piętnastu lat pozostaje wierny swym założeniom i przedstawia Czytelnikom podstawowe wartości, a więc wiarę, patriotyzm i sztukę.
Publikują u nas tak znakomici autorzy, jak m.in.: Adam Bujak, ks. prof. Waldemar Chrostowski, Leszek Długosz, prof. Ryszard Kantor, dr Marek Klecel, ks. prof. Janusz Królikowski, prof. Grzegorz Kucharczyk, dr Monika Makowska, prof. Aleksander Nalaskowski, prof.

Prenumerata miesięcznika WPiS na cały 2025 rok - wydanie drukowane + wydanie elektroniczne
Miesięcznik „Wpis” już od piętnastu lat pozostaje wierny swym założeniom i przedstawia Czytelnikom podstawowe wartości, a więc wiarę, patriotyzm i sztukę.
Publikują u nas tak znakomici autorzy, jak m.in.: Adam Bujak, ks. prof. Waldemar Chrostowski, Leszek Długosz, prof. Ryszard Kantor, dr Marek Klecel, ks. prof. Janusz Królikowski, prof. Grzegorz Kucharczyk, dr Monika Makowska, prof. Aleksander Nalaskowski, prof.




Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.