Historyk i patriota, wzór dla polityków. Dziś 545. rocznica śmierci Jana Długosza
Jan Długosz, reprodukcja obrazu Antoniego Gramatyki. Fot. domena publiczna via Wikimedia. W długim łańcuchu pokoleń co jakiś czas pojawia się jednostka wybitna, która odciska swoje niezatarte piętno na dziejach narodu. Bohater tego artykułu z pewnością należy do grona tych, bez których polska kultura byłaby znacznie uboższa.
Mądrości szukał w znajomości dawnych dziejów
Jan Długosz herbu Wieniawa urodził się w Brzeźnicy koło Radomska pod koniec 1415 roku (być może 1 grudnia). Jego rodzicami byli Jan z Niedzielska, bohater spod Grunwaldu, i Beata z Borowna. Pod Grunwaldem ojciec Długosza pojmał komtura brandenburskiego Markwarda von Salzbach, który wcześniej zalazł za skórę Witoldowi, obrażając jego matkę Birutę. Jan z Niedzielska za swój czyn otrzymał starostwo brzeźnickie, a w 1421 roku był już starostą nowokorczyńskim.
Po śmierci matki przyszły dziejopis był wychowywany przez macochę, która nie lubiła swoich pasierbów i procesowała się z nimi jeszcze po śmierci męża. Jan Długosz nie był jedynakiem, wręcz przeciwnie, jego rodzeństwo było bardzo liczne, a w domu panował nieustanny gwar. Jan uczył się pilnie w szkole nowokorczyńskiej. Według anonimowego autora Vita Ioannis Dlugossii…, być może Kallimacha, już jako sześciolatek potopił wszystkie swoje zabawki w pobliskim stawie, aby nie odciągały go one od nauki. Codziennie rano wystawał też przed bramą zamku, czekając, aż odźwierny ją otworzy, a on będzie mógł iść do szkoły. Mając lat 13, Długosz rozpoczął studia w Uniwersytecie Krakowskim. Studiował dialektykę i filozofię, ale nie uwieńczył swoich wysiłków zdobyciem stopnia bakałarza czy magistra, głównie ze względu na problemy finansowe. Warto jednak wspomnieć, że w pierwszym okresie działania odnowionego Uniwersytetu tylko 5% studentów uzyskiwało magisterium. Jana Długosza niezbyt pociągała scholastyka. Uważał, że prawdziwa mądrość kryje się w „znajomości dziejów dawnych, tak domowych jako i postronnych, u mędrców poczytanej za matkę cnoty i mistrzynię życia”.
Przy biskupie Oleśnickim
Już jako szesnastolatek został przyjęty do grona domowników, jako tzw. familiaris biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego. To wydarzenie zaważyło na całym jego życiu. Odtąd swoje losy związał z najwybitniejszym pośród średniowiecznych polskich polityków mężem stanu, któremu wiernie służył, początkowo jako notariusz, potem sekretarz i wreszcie kanclerz kurii biskupiej, wielbiąc go i jego czyny swoim piórem. W 1434 roku stryj Długosza, Bartłomiej, notabene także uczestnik bitwy grunwaldzkiej, przekazał mu probostwo kłobuckie, a dwa lata później 21-letni Jan został już kanonikiem krakowskim, mimo że nie posiadał jeszcze wtedy wymaganych prawem kanonicznym święceń. W trakcie dalszych kolei życia udało mu się także uzyskać beneficja w Wiślicy, Sandomierzu, Kielcach i Gnieźnie, a nawet nominację na arcybiskupstwo lwowskie, którego przed śmiercią nie zdążył już jednak objąć.
W 1440 roku Jan Długosz został księdzem i w tym samym czasie u boku Zbigniewa Oleśnickiego wyruszył na Węgry, aby uczestniczyć w koronacji Władysława zwanego później Warneńczykiem. Gdy wracali do Polski, Długosz wraz z innymi dworzanami uratował życie swojemu chlebodawcy, chroniąc go własną piersią przed ciosami i strzałami miejscowej ludności. Jako pracownik kancelarii Oleśnickiego Długosz wykazał się wielką pracowitością i talentem administracyjnym. Pieczołowicie spisywał inwentarz dóbr stołowych biskupstwa (dzisiaj zaginiony), co pomogło mu później w skompletowaniu materiałów do powstałej w latach 1470-1480 tzw. Liber beneficiorum, czyli księgi uposażeń diecezji krakowskiej, z której do dzisiaj obficie czerpią m.in. historycy i historycy sztuki. Składa się ona z 3 części zachowanych w oryginale i stanowi kopalnię wiedzy na temat życia późnośredniowiecznych mieszkańców Małopolski oraz organizacji i funkcjonowania parafii, klasztorów, miast, miasteczek i wsi.
Dzieła Jana Długosza
W 1448 roku Długosz napisał z kolei Banderia Prutenorum, czyli charakterystykę chorągwi krzyżackich zdobytych m.in. pod Grunwaldem. W dziele tym pomagał mu malarz Stanisław Durink. W latach 1454-1480 opracował natomiast Insignia seu clenodia Regni Poloniae, polski herbarz, zawierający oprócz charakterystyki godła państwowego także opisy 71 herbów rodów rycerskich, jak również 17 herbów ziem skich i 4 herbów kapitulnych. Kronikarz opracował ponadto żywoty św. Kingi-Kunegundy, św. Stanisława, a także katalogi polskich biskupów. Jego najwybitniejszym dziełem były jednak słynne do dziś Roczniki, czyli w wersji łacińskiej Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae, zawarte w 12 księgach. Spisał w nich dzieje polskie od czasów najdawniejszych do swojej śmierci (1480). O talencie Długosza przekonuje już piękny wstęp do Annales, tzw. Chorografia, obejmujący szczegółowy opis ziem polskich, litewskich, ruskich i Mołdawii. W kolejnych księgach Długosz ujawnił swój godny podziwu warsztat historyka. Nierzadko dawał czytelnikom do zrozumienia, że skupiał się na krytycznej ocenie źródeł, które miał do dyspozycji.
Z pewnością kronikarz może być też doskonałym nauczycielem dla rządzących Polską, a lektura jego dzieł powinna być obowiązkowa dla współczesnych elit. Niemal z każdej karty Roczników promieniuje bowiem jego patriotyzm i mocne przekonanie, że choć czasem na polskim tronie zasiadają nieudolni władcy, to jednak najwyższą wartością wszystkich mieszkańców Królestwa winna być Ojczyzna, traktowana przez kronikarza jako jedno ciało, co zresztą było czytelną analogią do popularnego wówczas pojęcia Corpus Regni. W rozważaniach Długoszowych na pierwsze miejsce wysuwa się zatem nie kategoria narodu, ale kategoria państwa. Rolą władcy jest dbać o własność, w tym własność kościelną. Jeśli władza państwowa tego nie czyni, jest ona wówczas niesprawiedliwa, niepewna i chwiejna.
(...)
Nie ukrywał własnych poglądów
Długosz równie niechętny był wobec pogan, do których zaliczał także wyznawców islamu. Według niego byli oni perfidni, okrutni, przebiegli, rozpustni, a także pozostawali na usługach diabła. W związku z tym czekał ich tylko ogień piekielny. Natomiast wszelkie klęski chrześcijan w walce z poganami były wynikiem grzechu, karą Bożą itd. Turków z kolei nazwał plemieniem plugawym i haniebnym, a poległy z ich ręki pod Warną król Władysław został ukazany jako ideał chrze ścijańskiego rycerza-krzyżowca. Zdaniem kronikarza po zdobyciu Konstantynopola w 1453 roku słynny kościół Hagia Sophia został zhańbiony „wstrętnym obrządkiem Mahometa”. Długosz potrafił jednak z przychylnością pisać o zwycięstwach pogan nad wojskami chrześcijańskimi, jeśli owymi chrześcijanami byli nielubiani przez niego Krzyżacy. Oskarżał zakon o liczne zbrodnie, m.in. o rzeź mieszkańców Gdańska. Ponadto uznał, że Krzyżacy są gorsi nawet od barbarzyńców. Mieli oni stale unosić się pychą i złorzeczyć Polakom za to, że Pan Bóg to właśnie Polskę, a nie ich zakon wyznaczył do chrystianizacji pogańskiej Litwy. W opinii Długosza Polacy byli zatem narodem szczególnym, wybranym przez Boga, aby nieść światło wiary poganom.
(...)
Kronikarz nie potępiał także wybitnych pisarzy starożytnych, a wręcz przeciwnie, był ich miłośnikiem. Z lubością wzorował się na dziele Tytusa Liwiusza, które jako pierwszy sprowadził do Polski. W odniesieniu do prawosławnych wykazywał natomiast postawę ambiwalentną. Z jednej strony ubolewał nad upadkiem Konstantynopola i pogromami dokonanymi przez Turków na tamtejszych chrześcijanach, a z drugiej zaznaczył, że ta klęska była karą Bożą za niemoralne życie Greków, ich tchórzostwo i ciągłe oszukiwanie łacinników w sprawie unii kościelnej. Obarczał ich też winą za rozdarcie Kościoła. Nie uznawał prawosławnego chrztu i nazywał wyznawców prawosławia schizmatyckimi sekciarzami. Kpił sobie z nieuctwa ich kapłanów i widocznego zniewieścienia, a nawet pomawiał o grzech sodomii. Twierdził, że polscy władcy mają prawo władać ich ziemiami, a jakakolwiek unia musi dokonać się na warunkach katolickich. Długosz wielką nadzieję na wzmocnienie katolicyzmu widział w misji św. Jana Kapistrana, który przybył do Krakowa na zaproszenie m.in. kardynała Zbigniewa Oleśnickiego. Ten żarliwy kaznodzieja przez wiele miesięcy głosił kazania do tłumów wiernych i przyczynił się nie tylko do wielu nawróceń, ale i do założenia w dawnej stolicy Polski konwentu bernardynów, który istnieje pod dziś dzień pod Wawelem. Na kartach Roczników można odnaleźć także piękny obraz patriotycznego ducha Długosza: po II pokoju toruńskim (1466), do którego zawarcia zresztą znacznie się przyczynił jako królewski dyplomata, z pewnym profetycznym natchnieniem pisał o ziemiach, które w przyszłości powinny wrócić do Polski:
"I mnie piszącego obecne Roczniki ogarnęła niemała radość z powodu zakończenia wojny pruskiej i zwrotu ziem dawno oderwanych, a także połączenia Prus z Królestwem, jako że nader boleśnie znosiłem, że Królestwo Polskie było szarpane przez różne narody i ludy. Szczęśliwy jestem, że doczekałem dnia, ja i inni moi współcześni, którym przypadło w udziale widzieć to ponowne zjednoczenie po tylu wiekach. Wierzę, że byłbym szczęśliwszy, gdyby na moich oczach za miłosierdziem Bożym zwrócono też i zjednoczono z Królestwem Polskim Śląsk, ziemie lubuską i słupską […]; odszedłbym bowiem stąd weselszy i leżałbym w moim śnie przyjemniej i milej odpoczywając”.
Z Roczników przebija niejednokrotnie jeszcze średniowieczna maniera pisarska autora, ale rację miał profesor Stanisław Grzybowski, który widział w Długoszu już człowieka humanizmu, świadomego odrębności swojej epoki. Zdaniem profesora „człowiek Długoszowy nie jest bynajmniej igraszką losu. Kształtuje go i odpowiada za swe czyny”.
W 1450 roku Jan Długosz spełnił największe marzenie swojego życia, jakim była pielgrzymka do Ziemi Świętej, którą podjął wspólnie ze swoim przyjacielem Janem Elgotem. (...)
Po śmierci biskupa Oleśnickiego
Długosz starał się jednak podchodzić do swojej pracy z wielką rzetelnością. Konfrontował dostępne mu relacje i dokumenty, uczył się obcych języków, aby poznać nowe źródła i nie zanudzał swojego czytelnika. Pisał nie tylko o polityce, ale i o sprawach obyczajowych, zjawiskach na niebie, ubiorach, zachowaniu się młodzieży, itd. Roczniki są bezsprzecznie kopalnią wiedzy o dawnej Polsce, tym bardziej że wiarygodność przekazu Długosza w wielu przypadkach została potwierdzona innymi źródłami. Szczególnie cenne są zwłaszcza ostatnie księgi tego dzieła, gdzie autor informował o zdarzeniach, w których bezpośrednio brał udział. Po śmierci Oleśnickiego kronikarz wpadł w niemałe tarapaty, kiedy wbrew woli Kazimierza Jagiellończyka poparł kandydaturę na biskupstwo krakowskie bratanka Oleśnickiego – Jakuba z Sienna. Król z żelazną konsekwencją przeprowadził jednak swoją wolę i zmusił kapitułę do uznania swojego kandydata. Długosz i inni zwolennicy Jakuba z Sienna spotkali się natomiast z represjami. Kronikarz musiał uciekać do Melsztyna i Pińczowa, a jego dom w Krakowie został splądrowany i zajęty przez ludzi króla. Monarcha jednak przywrócił do łask swoich przeciwników, a samego Długosza obdarzył tak wielkim zaufaniem, że zaproponował mu wychowanie synów zrodzonych ze związku małżeńskiego z Elżbietą Rakuszanką (1467). Długosz po wahaniach zgodził się, przekonany argumentem, że „nic lepszego nie może zrobić dla kraju, jak przygotować umysły tych, którzy mają nim rządzić”.
Jako nauczyciel Długosz był surowy wobec królewiczów, co szczególnie podobało się ich ojcu. Starał się także zainteresować ich historią Polski oraz dziełami włoskich humanistów. Uczył synów królewskich gramatyki łacińskiej z podręcznika Donata i sztuki wymowy. Jego ulubionym uczniem był królewicz Kazimierz, późniejszy święty, który już w dzieciństwie wyróżniał się bystrością umysłu i bogobojnością. Po latach wychowankowie Długosza z nostalgią wspominali czas nauki i z wielką wdzięcznością wyrażali się o swoim nauczycielu i wychowawcy.
Zaufanie królewskie objawiało się także częstym powierzaniem Długoszowi misji dyplomatycznych. Jako dyplomata i ekspert kronikarz odegrał dużą rolę w negocjacjach z Krzyżakami w końcowej fazie wojny trzynastoletniej. Uczestniczył m.in. w ustalaniu warunków II pokoju toruńskiego (1466). Wyruszał także z poselstwami do Czech i Węgier. Wraz ze swoim wychowankiem Władysławem Jagiellończykiem udał się ponadto do Pragi po koronę czeską, ale proponowanego mu arcybiskupstwa praskiego nie przyjął i wrócił do Polski. U schyłku życia prosił, aby jego dzieło spisywania dziejów Polski było kontynuowane przez historyków wywodzących się z grona profesorów Uniwersytetu Krakowskiego. Chciał więc, aby krakowscy uczeni „księgi te dziejów w dalszym ciągu pisali, a nigdy przerwy w nich lub zaniechania nie dopuszczali”.
Spuścizna Jana Długosza
Jan Długosz przeszedł do historii nie tylko jako wybitny dziejopis, który nie miał sobie równych w ówczesnej Europie, ale także jako hojny mecenas, opiekun studentów i fundator kościołów. Z jego fundacji zbudowano bądź przebudowano m.in. świątynie w Kłobucku, Szczepanowie, Raciborowicach, Chotlu Czerwonym czy krakowski kościół na Skałce, do którego sprowadził konwent paulinów. Po 4 wiekach od śmierci Długosza jego kości przeniesiono z krakowskiej katedry właśnie na Skałkę, otwierając tym samym tradycję pochówków wybitnych Polaków w miejscowym Panteonie. Do Kłobucka Jan sprowadził z kolei kanoników regularnych laterańskich. Myślał także o fundacji klasztoru kartuzów na Kazimierzu albo dzisiejszych Bielanach, ale inicjatywa ta nie doczekała się ostatecznej realizacji. Pomagał również w odbudowie po pożarze krakowskiego klasztoru klarysek, ufundował wiślicki dom wikariuszy, sandomierski dom dla mansjonarzy i niezachowany do dzisiaj dom psałterzystów na Wawelu. Z jego inicjatywy odnowiono bursę dla ubogich, bursę węgierską i zbudowano bursę prawników. Doglądał także budowy bursy Jeruzalem fundowanej przez Zbigniewa Oleśnickiego. Wiele kościołów obdarzył sprzętami liturgicznymi. W Krakowie pozostawił po sobie dom, który obecnie pełni funkcję rektoratu Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II. Niektórzy pisarze staropolscy uważali, że umarł w opinii świętości. Ostatnie tchnienie wydał 19 maja 1480 roku.
Śmiało można go nazwać ojcem polskiej historiografii, bo choć wcześniej powstawały dzieła Anonima tzw. Galla, Wincentego Kadłubka czy Janka z Czarnkowa, to właśnie Długosz jako pierwszy spośród opisujących polskie dzieje średniowiecznych kronikarzy ujawnił nowożytny już warsztat historyka, a na jego dziełach wychowały się pokolenia Polaków. Wzorowali się na nich pisarze tej klasy co Maciej z Miechowa, Marcin Bielski czy Marcin Kromer, obficie czerpiąc z jego twórczości. (...)
*
Powyższe fragmenty pochodzą z artykułu dr. Tomasza Graffa, który w całości ukazał się w miesięczniku WPIS nr 54. Śródtytuły pochodzą od redakcji; red. AD.
Zapraszamy do naszej Księgarni Internetowej po miesięcznik WPIS oraz po książki o ważnych dla naszej historii postaciach:

Prenumerata miesięcznika WPiS na cały 2025 rok - wydanie drukowane + wydanie elektroniczne
Miesięcznik „Wpis” już od piętnastu lat pozostaje wierny swym założeniom i przedstawia Czytelnikom podstawowe wartości, a więc wiarę, patriotyzm i sztukę.
Publikują u nas tak znakomici autorzy, jak m.in.: Adam Bujak, ks. prof. Waldemar Chrostowski, Leszek Długosz, prof. Ryszard Kantor, dr Marek Klecel, ks. prof. Janusz Królikowski, prof. Grzegorz Kucharczyk, dr Monika Makowska, prof. Aleksander Nalaskowski, prof.

Odsiecz z nieba. Prymas Wyszyński wobec rewolucji
Rewolucja! Co naprawdę kryje się za tym pojęciem? Ta książka demaskuje fałszywe hasła, utopijne założenia i okrucieństwo wszystkich rewolucji; od protestanckiej i francuskiej poprzez bolszewicką, nazistowską i lat 1960. aż po wiek XXI, w którym prowadzona jest kolejna rewolucja światopoglądowa. Prof. Grzegorz Kucharczyk obnaża kulisy każdej rewolucji; ich brutalność, bezwzględność i bezbożność.

Andrzej Bobola Orędownik Polski. Życie, męczeństwo, świętość
Andrzej Bobola herbu Leliwa, ksiądz, zakonnik, dziś patron Polski, żył w latach 1591–1657 w niebywale burzliwym czasie wielkich zagrożeń dla Ojczyzny i Kościoła katolickiego. Zginął w sposób szczególnie okrutny z rąk Kozaków, którzy chcieli mu nawet darować życie pod warunkiem wyrzeczenia się przezeń wiary katolickiej. Mimo wyjątkowo bestialskich tortur – odmówił. Umierał w strasznych męczarniach.

Największy z rodu Polaków
Największy z rodu Polaków – to określenie wobec Jana Pawła II pojawiło się już na początku jego pontyfikatu, a potem było powszechnie wypowiadane z dumą przy bardzo wielu okazjach, w tysiącach miejsc, przez ludzi Kościoła i przez zwykłych wiernych, ale też przez polityków i środki masowego przekazu, nie wyłączając tych, którzy dzisiaj tak zaciekle zwalczają Papieża Polaka.

Księga Norwidowa. Życie, poezja, rysunki. wyd. 2024
Ten rodem z mazowieckiego dworku szlacheckiego artysta mówił sam o sobie – jakże słusznie! – że jest sztuk-mistrzem, a więc twórcą korzystającym z wielu narzędzi: słowa, pędzla, piórka, rylca, a nawet dłuta. W istocie Cyprian Kamil Norwid był artystą tyleż wybitnym, co wszechstronnym.

Orlęta Lwowskie
Nie tylko w dziejach Rzeczypospolitej trudno o przykład większego męstwa i poświęcenia niż obrona Lwowa w okresie 1918–1919. Kiedy Wielka Wojna dobiegła praktycznie końca, mieszkańcy tego pięknego miasta w dzień Wszystkich Świętych, 1 listopada 1918 r., wyszli rankiem na ulice. Nie mogli jednak udać się na groby swych bliskich.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.