Niezwykły fenomen Lourdes w obiektywie mistrza Adama Bujaka.

Najsłynniejsze sanktuarium maryjne świata gości 6 mln pielgrzymów rocznie. Z całego świata przybywają oni do groty, w której Piękna Pani przekazała Bernadecie Soubirous orędzie nawrócenia. Czerpią wodę życia, nieraz doznają uzdrowienia lub nawrócenia, uczestniczą w liturgii, zapalają świecę, dotykają skały, posługują chorym… A przede wszystkim powierzają się Maryi, naszej Matce.

Album na ok. 220 fotografiach oraz w interesującym tekście portugalskiego dziennikarza i publicysty Nelsona Pereiry ukazuje postać św. Bernadety oraz miejsca związane z jej życiem, kreśli historię objawień, sanktuarium i kultu. Panoramy Pirenejów, archiwalne zdjęcia z czasów objawień, wnętrza ubogich XIX-wiecznych domów, wspaniałe bazyliki sanktuarium, barwne procesje, opanowane przez pielgrzymów miasto, przybywający tu z nadzieją chorzy, wizyty Jana Pawła II i Benedykta XVI w Grocie Massabielskiej…

Ciebie wybrałam     6

Bibliografia     21

List biskupa Tarbes i Lourdes     22

Pireneje     24

Dom rodzinny     34

Bartrés     48

Wspólnota Cenacolo     56

Objawienia     60

Grota     66

Światło     80

Źródło     82

Krypta     84

Bazylika Niepokalanego Poczęcia     88

Bazylika różańcowa     102

Bazylika św. Piusa X     116

U stóp zamku     124

Procesja eucharystyczna    136

Procesja ze światłami     144

Kościół św. Bernadety     154

Braterstwo     158

Droga krzyżowa     160

Opieka     164

Miasto     170

Nevers     186

Papieże w Lourdes     202

CIEBIE WYBRAŁAM

Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi,
że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi,
a objawiłeś je maluczkim.
(Mt 11, 25)

W roku objawień (1858) miasteczko Lourdes liczyło 4300 mieszkańców. Starą część miasta stanowią głównie wąskie i ciasno zabudowane, splątane ze sobą uliczki. Te ubogie domki widoczne są do dziś z pobliskich wzgórz i szczytów miejskich fortyfikacji. Sławny le cachot (dosł.ciemnica, loch więzienny), miejsce zamieszkania rodziny Bernadety w momencie objawień, znajduje się w wąskim zaułku Petites Fosses (Małe Fosy). Rocznie do sanktuarium przybywa ponad 6 mln pielgrzymów.

Ewangeliczne ubóstwo

Według relacji jej współczesnych o Bernadecie, ubóstwo rodziców dziewczynki - Franciszka i Luizy Soubirous - nie było nędzą "próżniaków, obiboków czy życiowych nieudaczników". Rodzinę tę spotykały - konsekwentnie i nieubłaganie - kolejne próby i nieszczęścia: wydaje się, że zgodnie z duchem i przesłaniem błogosławieństw ewangelicznych stopniowo doznawali całkowitego ogołocenia z wszelkich dóbr.

Bernadeta była ich najstarszym dzieckiem: przychodzi na świat 7 stycznia 1844 r. w dzierżawionym przez rodzinę Soubirous młynie w Boly; sakrament chrztu otrzymuje dwa dni później, 9 stycznia. Kiedy mała liczy półtora roku, jej matka doznaje poparzenia piersi i dziecko zostaje oddane do niańki w Bartrés.

Po 10 latach dzieciństwa, które upływają Bernadecie w miarę harmonijnie i szczęśliwie, od 1854 r. rodzinę spotykają kolejne nieszczęścia. Najpierw ojciec, raniony odpryskiem kamienia podczas pracy, traci oko. W czerwcu tego samego roku zmuszeni są opuścić młyn, nie mając środków na opłacenie czynszu. W kolejnych młynach (Baudéan, potem Arcizac) będzie coraz gorzej. Jesienią 1855 r. w okolicy panuje cholera; zapada na nią także Bernadeta. Po chorobie pozostanie jej do końca życia ciężka astma.

Kolejny rok (1856) przynosi miasteczku głód. Rodzice Bernadety - w zamian za nędzne wynagrodzenie - wynajmują się do pracy: ojciec jako tragarz, matka jako praczka lub pomoc w pracach polowych. Dziewczynka najpierw opiekuje się domem i młodszym rodzeństwem, potem - aby ulżyć rodzicom - zostaje służącą w zajeździe; nie uczęszcza tym samym ani do szkoły, ani na lekcje religii. Rodzina Soubirous nie jest jednak w stanie opłacić czynszu za zamieszkiwaną nędzną komorę w domu Rives-Pélat i zmuszona zostaje wyprowadzić się do opuszczonego od 1824 r. więzienia - le cachot uznano za zbyt zawilgocony i brudny dla więźniów. Na domiar złego w marcu 1857 r. Franciszek Soubirous pada ofiarą niesłusznego oskarżenia o kradzież dwóch worków mąki i trafia do aresztu. Mimo że uniewinniony i zwolniony po 8 dniach, wraca do domu upokorzony; jego najbliżsi znoszą z tego powodu liczne poniżenia. Wobec ciężkiej zimy Bernadeta idzie na służbę do swojej niańki w Bartrés, by na fermie paść świnie i barany oraz pełnić domowe obowiązki służącej.

Nie wolno ci się skarżyć

To znamienne: wobec tych wszystkich doświadczeń zarówno Bernadeta, jak i jej bliscy zachowują solidną wiarę w Boga i Jego Opatrzność oraz silne więzy wzajemnej miłości. Sama Święta powie po latach: "Kiedy wiesz, że Bóg na to pozwala, nie wolno ci się skarżyć". Jednocześnie jest niewzruszona w dążeniu do wypełnienia tego, co jest jej prawem i obowiązkiem jako chrześcijanki: stanowczo wywalczy sobie u chlebodawczyni z Bartr?s możliwość powrotu do Lourdes w celu odbycia nauki przygotowującej do Pierwszej Komunii Świętej. W styczniu 1858 r. pójdzie do szkoły u sióstr zakonnych: uczyć się będzie z dziewczynkami o kilka lat młodszymi w darmowej klasie - "dla biednych" - i w związku z tym znosić liczne upokorzenia.

Bóg nie opuszcza swoich ubogich wybranych: z rodziną Bernadety i całą historią objawień Matki Bożej związana jest postać świętego kapłana - ks. Michała Garicoits. Najpierw jest stałym bywalcem młyna w Boly: przychodzi po mąkę dla swoich licznych podopiecznych. Z czasem staje się swoistym doradcą duchowym i pocieszycielem rodziny Soubirous; towarzyszy im w różnych kolejach niełatwego losu. Nazywany "Świętym z Bétharram" cieszy się powszechnym poważaniem, także u biskupa. Po objawieniach będzie doradcą i powiernikiem Bernadety.

Pani z Nieba

Czwartek, 11 lutego 1858 r., jest dniem chłodnym i dżdżystym. W lochu nie ma drewna na opał, więc udają się po nie się nad rzekę Gave trzy dziewczynki: Bernadeta, której wyjściu z domu towarzyszy obawa matki, czy stan chorej na astmę nie pogorszy się, jej siostra Tonia oraz przyjaciółka Joanna Abadie, zwana Baloume. Mijają łąkę przy młynie Savy, który jest czyjąś własnością; chrustu stamtąd nie wezmą, bo - jak mówi Bernadeta - "złodziejkami nie są!" Dochodzą do miejsca, gdzie kanał od młyna wpada do rzeki i gdzie znaleźć można gałęzie i różne odpadki. W okolicy tej pasą się najczęściej świnie: wielu odczyta ten fakt jako znaczący z punktu widzenia tajemniczych zamysłów Nieba. Oto treść pierwszego sprawozdania Bernadety na temat tego pamiętnego dnia; sporządziła je 28 maja 1861 r.: "Poszłam na brzeg Gavu zbierać chrust z dwiema innymi dziewczynkami, które przeszedłszy przez wodę zaczęły płakać. Zapytałam je dlaczego płaczą? Odpowiedziały mi, że woda jest bardzo zimna. Poprosiłam je, żeby mi pomogły nawrzucać do rzeki kamieni, przez które mogłabym przejść bez zdejmowania butów. Odpowiedziały, że muszę zrobić tak, jak one. Poszłam więc trochę dalej, żeby zobaczyć, czy mogę gdzieś przejść suchą nogą. Nie udało mi się. Wróciłam więc przed grotę, żeby zdjąć buty. Ledwo zaczęłam, kiedy usłyszałam szum. Odwróciłam się w stronę łąki i zobaczyłam, że gałęzie drzew są nieruchome. Ponownie zaczęłam zdejmować buty i znowu usłyszałam ten sam szum. Podniosłam głowę i spojrzałam na grotę. Zobaczyłam Panią ubraną na biało. Miała białą suknię z niebieskim paskiem i na każdej stopie złotą różę i tego samego koloru łańcuszek łączący paciorki jej różańca. Kiedy zobaczyłam to wszystko, przetarłam oczy: myślałam, że mi się to wszystko przywidziało. Włożyłam rękę do kieszeni, gdzie nosiłam różaniec. Chciałam się przeżegnać, ale ręka opadła mi, zanim zdołałam podnieść ją do czoła. Pani uczyniła znak krzyża. Wówczas moja ręka zadrżała i mnie również udało się przeżegnać. Zaczęłam odmawiać różaniec. Pani przesuwała paciorki, ale usta Jej nie poruszały się. Kiedy skończyłam, Pani nagle znikła. Zapytałam towarzyszące mi dziewczynki, czy nie widziały czegoś. Odpowiedziały, że nie i nalegały, by im powiedzieć, o co chodzi. Więc powiedziałam, że widziałam Panią ubraną na biało, ale że nie wiem, kto to był, i że nie wolno mi o tym opowiadać". Tonia i Baloume obiecały o niczym nie mówić. Ale już w ciągu kilku godzin całe miasto znało nowinę.

Kolejne objawienia

Matka zakazuje Bernadecie chodzić do groty; w szkole i w mieście krążą plotki. Jednak w najbliższą niedzielę, 14 lutego, czując w sercu "łagodne, ale potężne" wezwanie, Bernadeta otrzymuje zgodę rodziców i wraz z rówieśnikami ze szkoły udaje się na spotkanie z Panią. Ich radość przyciąga uwagę przechodniów i udziela się im. Dziewczynka wyposażona jest, dla pewności, w wodę święconą. Do groty przybiega też matka z rózgą i definitywnie zabrania córce przychodzić na to miejsce. Krzyczy: "To są złudzenia, nie życzę sobie, żebyś tu więcej przychodziła!". W czwartek 18 lutego, skoro świt, do Massabielle udają się z Bernadetą dwie kobiety: pani Milhet i panna Peyret. Ta pierwsza zatrudnia czasami Luizę Soubirous i pomaga jej rodzinie, więc udaje się jej uzyskać pozwolenie dla córki. Panna Peyret ma ze sobą papier i atrament: Bernadeta ma poprosić Panią w bieli, by się podpisała. Ta uśmiecha się tylko, mówiąc, że "nie jest to konieczne". Chwilę potem prosi Bernadetę z powagą: "Bądź tak dobra i przychodź tutaj przez piętnaście dni". I dodaje znamienne słowa, stanowiące pierwszą poważną część orędzia: "Nie obiecuję uczynić cię szczęśliwą w tym życiu, lecz w przyszłym".

Bernadeta jest szczęśliwa; obiecuje spełnić prośbę Pani. Stwierdzi potem: "Ona patrzy na mnie jak człowiek patrzący na drugiego człowieka, zwraca się do mnie per pani i mówi do mnie gwarą". Świadkowie wyraźnie odczuwają czyjąś obecność i stopniowo, przez cały okres trwania objawień, każdego z owych słynnych 15 dni, przychodzą coraz tłumniej. Coraz bardziej też udziela im się coś z tej nieziemskiej radości, którą promienieje Widząca. Po latach napisze ona w swoim zeszycie: "Jak szczęśliwa była moja dusza, o dobra Matko...".

Głośno o Massabielle

19 lutego w grocie znajduje się osiem osób, w tym matka Luiza i ciotka Bernarda, chrzestna dziewczynki. Obecne przy objawieniu osoby są już spokojniejsze; na wszelki jednak wypadek dają Bernadecie do ręki świecę... Nazajutrz, 20 lutego osób jest 30. W mieście rozpowiada się już o dziwnym szczęściu, którym emanuje Grota Massabielska. Wikariusz parafii, ks. Péne wypytuje Bernadetę. Oto jaką odpowiedź zapisał w swoich pamiętnikach: "Kiedy Ją widzę, wydaje mi się, że nie jestem już w tym świecie. A kiedy widzenie kończy się, jestem zdumiona, że się w nim na nowo znalazłam". W niedzielę, 21 lutego, obecnych jest już ponad 100 osób. Pilnujący porządku policjanci są poruszeni; komisarz Jacomet przesłuchuje Bernadetę i grozi jej sankcjami. Szantażuje też ojca dziewczynki, Franciszka: jeśli nie powstrzyma córki, grozi mu ponowny areszt i kłopoty. Postawa Widzącej i jej autentyczny smutek zastanawiają jednak najbliższych i przekonują do jej prawdomówności.

W poniedziałek 22 lutego posłuszna nakazowi ojca i wbrew sobie Bernadeta idzie do szkoły. Po południu jednak nie może nie pójść do groty, lecz tym razem bezskutecznie: Pani nie przychodzi na spotkanie. 23 lutego, we wtorek, niepomna na nic, udaje się do groty: w tym dniu ma nastąpić siódme objawienie. Są tam już tłumy. Niektórzy przyszli tylko po to, by wyszydzić te "karnawałowe zabawy w poście"; są wśród nich wysokiej rangi urzędnicy . Doznają oni prawdziwego wstrząsu: do głębi poruszeni autentyzmem tego, co się dzieje, nawracają się i przemieniają w pełnych skruchy i apostolskiej gorliwości świadków. Oto jak jeden z nich, Estrade, opisuje swoją metamorfozę: "O, podniosła godzino mojego życia! Byłem wstrząśnięty, uświadamiając sobie, że ja, człowiek szyderczy i zarozumiały, dostąpiłem zaszczytu zajęcia miejsca przy Królowej Niebios". Ten sam człowiek, bywalec salonów i teatrów powie, że "Bernadeta w swojej ekstazie jest piękniejsza niż sławna aktorka Rachel w szczytowych momentach swojego artystycznego kunsztu". Ten dzień to triumf: powoli wszyscy obserwatorzy zdarzeń wydają się nabierać do Bernadety i jej rodziny szacunku; nazywają ją Małą Świętą.

Wezwanie do pokuty

Nazajutrz, w środę 24 lutego, osób jest 250. Orędzie, które słyszy płacząca tego dnia Widząca, to wezwanie do pokuty, modlitwy za grzeszników i nawrócenia. W czwartek, 25 lutego następuje dramat: podczas objawienia Bernadeta na oczach kilkuset obecnych posuwa się na kolanach, obmywa twarz błotem z groty, spożywa rosnącą tam trawę. Naoczni świadkowie tych działań nic nie rozumieją z tych profetycznych gestów Widzącej: są oburzeni, zmieszani i zdegustowani. Prasa rozpisze się o hańbie i wstydzie, Bernadetę wysyłać będą do przytułku; nazywać od teraz Gówniarą z pieczary-świniarni... Tego samego wieczoru zostaje wezwana do cesarskiego prokuratora Dutoura; ten sam człowiek wsadził niegdyś jej ojca, bez dowodów, do więzienia. Bernadeta poddana zostaje krzyżowemu ogniowi pytań, groźbom, oskarżeniom: przez dwie godziny na stojąco, wraz z matką, znoszą najcięższe upokorzenia. Aż wreszcie ta ostania mdleje i jedynie to sprawia, że pozwalają im usiąść. Bernadeta pozostaje na stojąco i odpycha proponowane jej krzesło ze słowami: "Jeszcze bym je pobrudziła"... Prokurator wypuszcza matkę i córkę, ale grozi im represjami. Rzuca się w oczy, że w obliczu niebezpieczeństwa i zamętu jedna Bernadeta zachowuje spokój i powagę. Tłumaczy, że "wczoraj płakała dlatego, że Pani była smutna z powodu grzechów, dzisiaj zaś usłyszała od Pani skierowane do siebie takie pytanie: 'Czy nie zechciałabyś całować ziemi i czołgać się na kolanach za grzeszników? Czy nie zechciałabyś jeść trawy, która tu rośnie, za grzeszników? Idź, napij się i umyj w źródle!'". Oto relacja Widzącej: "Najpierw zwróciłam się ku rzece. Pani powiedziała mi, że to nie tutaj i pokazała ręką, gdzie mam iść. Było tam tylko trochę brudnej wody. Wyciągnęłam rękę, ale nie udało mi się jej nabrać w dłonie. Zaczęłam więc drapać ziemię; po chwili wody było już dosyć. Nabierałam jej i wylewałam trzy razy; za czwartym razem mogłam wreszcie się napić. Pani dodała, że powinnam się modlić za grzeszników". W obliczu takiej zmiany niewielu świadków ją poprze; garstka tylko wyczuwa powagę sytuacji. Oto co powie o niej naoczny świadek, Marie Pailhés: "Jakby niosła na swoich ramionach wszystkie cierpienia świata". Wydaje się, że właśnie to dziewiąte objawienie i jego przesłanie o dramatycznej sytuacji grzeszników najmocniej zapadnie Bernadecie w pamięć i ukierunkuje jej duchowość. Ale oprócz unaocznienia nam grzechu i brudu, w dzień ten Niebo ofiarowało ludziom również znak wody: Bernadeta (i my wszyscy z nią) otrzymaliśmy źródlaną wodę, znak-antidotum na zło. Symbolizuje ona nie tylko wodę oczyszczającą i uzdrawiającą, ale również wodę, która wraz z krwią wypłynęła z przebitego boku Jezusa, wodę usprawiedliwienia i Miłosierdzia.

Opuszczenie i odrzucenie

Następnego dnia, w piątek 26 lutego, Bernadeta nie zastaje przy grocie nikogo i dane jest jej przeżyć doświadczenie zupełnego opuszczenia oraz odrzucenia przez tych samych ludzi, którzy jeszcze wczoraj ją podziwiali: dziś wszystko wydaje się stracone i zapomniane, a ona sama wzgardzona. Jednak jest to tylko próba: już następnego dnia, w sobotę 27 lutego, na miejscu objawień jest znowu tłum; żandarmi naliczyli 800 osób. Wrócili tu, przyciągnięci spokojem i niewzruszoną postawą Widzącej. Dotarły do nich również wieści o domniemanych cudownych właściwościach wody. W niedzielę 28 lutego ludzie dalej nadciągają: przy pieczarze jest już 1150 osób, co niepokoi mocno służby porządkowe. Dowódca szwadronu, komendant Renault przyjeżdża osobiście z Tarbes, by wszystkiego dopilnować. Sędzia śledczy Ribes wzywa na przesłuchanie Bernadetę: chce ostatecznie nakłonić ją do zaprzestania chodzenia do groty. Bezskutecznie.

W poniedziałek 1 marca ludzi nadal mnóstwo. Jeden z obecnych kapłanów, nie wiedząc o zakazie wydanym przez proboszcza Peyramale, stoi tuż obok Bernadety. Oto jego relacja: "To, co mnie uderzyło, to radość i smutek, które malowały się na jej twarzy. Panował respekt, cisza, skupienie. Jak mi tam było dobrze! Czułem się jak w przedsionku do Raju". Niebawem dotrze do zgromadzonych wiadomość o cudzie, jaki nastąpił tego samego dnia, o świcie: otóż Catherine Latapie, w dziewiątym miesiącu ciąży, pod wpływem natchnienia i dzięki towarzyszącej jej przedziwnej mocy przejdzie na piechotę 7 kilometrów, by zanurzyć w wodzie z Massabielle sparaliżowane ramię. Odejdzie uzdrowiona i zaraz po powrocie do domu urodzi dziecko: syna Jana. Jej niezwykłe i nagłe uzdrowienie jest pierwszym zanotowanym cudem w Lourdes. Posłużył on jako potwierdzenie prawdziwości objawień (dekret biskupi z 1862 r.).

Wybudujcie kaplicę

2 marca 1858 r., w dzień trzynastego z piętnastu zapowiedzianych objawień na scenę wydarzeń wkracza proboszcz parafii, ks. Peyramale. Dzieje się to za sprawą samej Pani, która poleca Bernadecie: "Idź, powiedz księdzu, żeby kazał wybudować w tym miejscu kaplicę. I niech przychodzą tu pielgrzymki".

Zadanie niełatwe, biorąc pod uwagę osobę proboszcza: ten człowiek wielkiego formatu, zwany później "proboszczem objawień" i pochodzący z bardzo szacownej rodziny, jest gorącego serca, ale nieprzewidywalny w reakcjach, o skomplikowanym i gwałtownym charakterze. Dziewczynka prosi swoje dwie ciotki, Bernardę i Basile, by poszły z nią i wsparły w tej trudnej misji. Po wysłuchaniu zaledwie kilku pierwszych zdań prośby, ksiądz wybucha: "Kłamczucha! Czy to nie nieszczęście mieć w parafii rodzinę, która sieje zamęt!". Poleca ciotkom, by powstrzymały Bernadetę od chodzenia do groty. Wszystkie trzy wychodzą przerażone i skonfundowane.

Bernadeta nie rezygnuje jednak: prosi o pomoc Dominiquette Cazenave, osobę mającą łagodzący wpływ na proboszcza, by wstawiła się za nią. Uzyskuje w ten sposób - jeszcze tego samego wieczoru - ponowną audiencję na plebanii i pozwolenie na wypowiedzenie się do końca. W przesłuchaniu uczestniczą wszyscy okoliczni duchowni, jednak dziewczynka odpowiada wyczerpująco i bez zająknienia na wszystkie pytania. Potem nocą, szczęśliwa z wypełnienia do końca prośby z Nieba, wraca do domu podskakując radośnie.

Opinia uczestniczących w przesłuchaniu duchownych jest podzielona; także sam ks. Peyramale nie jest zdecydowany. Udaje się do bpa Laurence'a w Tabes, ale i tu nie uzyskuje żadnej jednoznacznej rady. Kiedy nazajutrz, w dzień 14. objawienia, Bernadeta wraca do niego, spotyka ją chłód i rezerwa. Jego zły nastrój potęguje dodatkowo fakt, że całe miasto aż wrze z emocji. Wszyscy - także władze administracji i porządku publicznego - szykują się na pójście do groty w ostatni dzień objawień, by ujrzeć spodziewany cud. Oto, co Widząca słyszy od proboszcza: "Jeżeli Pani chce kaplicy, niech powie swoje imię i sprawi, żeby zakwitł krzak róży w grocie".

Badania lekarskie

Następnego dnia o świcie trzej lekarze z Bordeaux przybywają do lochu, by przebadać Bernadetę pod kątem choroby psychicznej. Stwierdzają jednogłośnie, że jest całkowicie zdrowa. Podobnie zresztą jak trzej inni lekarze z Lourdes, którzy kilka tygodni później (27 marca) ponownie ją badają: w raporcie z 3 maja 1858 r. stwierdza się, że jej zdrowie psychiczne jest bez zarzutu.

Tak więc rankiem 4 marca, po wzięciu udziału w Mszy św. za zmarłą krewną, Bernadeta, spokojna i skupiona, idzie spotkać się po raz piętnasty ze swoją Panią. Na miejscu jest około 10 tysięcy ludzi. Ekstaza podczas spotkania trwa ponad godzinę; wszyscy żarliwie się modlą. Oczekiwanego spektakularnego cudu nie ma, wszyscy zaś rozchodzą się w spokoju i podniosłym nastroju. Sama Widząca idzie na plebanię i na pytanie proboszcza o odpowiedź Pani, mówi: "Zapytałam Ją, jak się nazywa. Uśmiechnęła się. Poprosiłam, aby sprawiła, żeby zakwitł krzak róży, na co ona znowu się uśmiechnęła. Ale ciągle jeszcze chce kaplicy". Wtedy Bernadeta słyszy z ust księdza: "A masz pieniądze na wybudowanie tej kaplicy?". Kiedy zaprzeczy, proboszcz dodaje: "Ja też nie... Powiedz Pani, żeby ci dała...".

18 marca dziewczynka poddana jest kolejnemu przesłuchaniu: pytają ją o rzekome cuda, do których się miała przyczynić, a także o to, co dalej zamierza. Oto jej odpowiedź: "Nie wydaje mi się, bym uzdrowiła kogokolwiek, nic ku temu nie uczyniłam. I nie wiem, czy wrócę jeszcze do groty". Przez najbliższe tygodnie następuje powrót do normalnego życia, do szkoły. Wszyscy wokół natomiast, także gazety, rozprawiają i spekulują na temat Świętej Dziewicy. Bernadeta na wszystkie zadawane pytania odpowiada krótko i z wielką prostotą, bez emocji; nazywa Panią po prostu Panienką lub Aquero (dosł.: To).

Kim jesteś Pani?

W święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, 25 marca 1858 r., o świcie, Bernadeta budzi się przynaglona - delikatnie, lecz stanowczo - by pójść do groty. Na miejscu spotyka swoją Panienkę i mimo nieopisanej radości pamięta o prośbie proboszcza; aż czterokrotnie pyta o imię Pani: "Czy zechce Panienka być tak dobrą i powiedzieć mi, kim jest?". Pani w odpowiedzi tylko się uśmiecha. Jednak przy ostatnim zapytaniu poważnieje, przekłada swój różaniec na prawe przedramię, składa ręce i wznosi oczy ku Niebu. Uroczyście mówi: "Jestem Niepokalane Poczęcie". Szczęśliwa dziewczynka pędzi ku plebanii; za wszelką cenę pragnie nie zapomnieć usłyszanych w swojej gwarze, lecz niezrozumiałych dla siebie słów i powtarza je całą drogę. Kiedy staje przed obliczem ks. Peyramale, wyrzuca z siebie wreszcie usłyszane Imię. I słyszy: "Pani nie może się tak nazywać. Widzę, że znowu mnie oszukujesz! Wiesz, co to znaczy?". Oczywiście, że nie wie. I nadal nic nie rozumie. Dopiero wieczorem dowie się od kogoś, że Imię to wskazuje na Świętą Dziewicę właśnie. Proboszcz, wyraźnie wzruszony, odsyła ją do domu. Tego samego wieczoru napisze do biskupa: "Ona nie mogła tego wymyślić".

Oficjalne orzeczenie Kościoła

18 stycznia 1862 r., w cztery lata po objawieniach, ich autentyczność zostaje potwierdzona przez bpa Tarbes, Bertranda-Sévére Laurence'a. Treść biskupiego dekretu jest wygrawerowana w Bazylice Niepokalanego Poczęcia:
"Stwierdzamy, że Niepokalana Maryja, Matka Boga, rzeczywiście objawiła się Bernadecie Soubirous 11 lutego 1858 r. i w dniach późniejszych, łącznie osiemnaście razy, w grocie Massabielle, w pobliżu miasta Lourdes; że objawienie to nosi wszelkie znamiona prawdziwego i że wierni mogą uważać je za pewne. Poddajemy z pokorą nasz osąd wyrokowi Najwyższego Namiestnika Kościoła powszechnego".

Bp Laurence zajął się sprawą bardzo starannie i niezwłocznie: ostatnie objawienie nastąpiło 16 lipca 1858 r., a już od 28 lipca działa komisja do badania prawdziwości objawień. Postawiony cel jest jasny: "Aby zebrać i zatwierdzić zaistniałe fakty oraz te, które zaistnieć jeszcze mogą w grocie w Lourdes albo w związku z nią; aby nam je wskazać, dać poznać ich charakter i dostarczyć w ten sposób niezbędnych danych w celu dotarcia do ostatecznych wniosków" . Hierarcha wymaga od komisji absolutnej rzetelności i dokładności: fakty mają zostać ustalone, świadkowie przesłuchani, skonsultowani specjaliści różnych nauk oraz lekarze znający sytuacje chorobowe osób, u których stwierdzono medycznie niewytłumaczalne uzdrowienia. Pasterz Tarbes jest zdeterminowany w swoim zamiarze ustalenia prawdy i chce solidnych argumentów: "Komisji nie wolno zaniedbać niczego, co mogłoby pomóc naświetlić prawdę i dotrzeć do niej, jakakolwiek by ona była" .

Przez prawie cztery lata komisja pracuje intensywnie, Bernadeta zostaje szczegółowo przesłuchana, a 18 stycznia 1862 r. bp Laurence wydaje słynny dekret "ogłaszający ostateczną opinię Kościoła w sprawie Objawień w Grocie w Lourdes". W dokumencie tym ordynariusz Tarbes przypomina, że Kościół wymaga konkretnych i solidnych dowodów, zanim zatwierdza oficjalnie objawienia i dlatego taki proces trwa zawsze długo. Podkreśla, że decyzję swoją opiera na wynikach pracy komisji, która "zbadała fakty, wszystko przeegzaminowała, wszystko dokładnie zmierzyła", I dalej: "Odwołaliśmy się do autorytetu nauki, i doszliśmy do przekonania, że Objawienia mają charakter nadprzyrodzony i Boski, a w konsekwencji to, co Bernadeta widziała, było Najświętszą Dziewicą. Nasze przekonanie zostało ugruntowane na podstawie świadectwa Bernadety, ale przede wszystkim oparte na faktach, które nastąpiły i których nie można inaczej wytłumaczyć niż Boską interwencją".

Imponująca wiarygodność świadka

Bernadeta opisuje Zjawę jako młodziutką Panienkę, która jest jej wzrostu i która się do niej zwraca w jej własnym języku, jej gwarą. A kiedy 25 marca ta młodziutka Pani oznajmia Bernadecie swoje imię - "Jestem Niepokalane Poczęcie" - wypowiada je właśnie w gwarze. 7 grudnia 1860 r. dziewczynka zostaje przyprowadzona na przesłuchanie przed komisję, której przewodniczy ordynariusz Tarbes. Poproszona o powtórzenie gestu Matki Bożej, kiedy ujawniła jej swe Imię, czyni to w taki sposób, że biskupowi nie udaje się powstrzymać łez. "Widzieliście to dziecko?", pyta poruszony do głębi...

Spotkania z Widzącą przekonują biskupa co do jej prawdomówności; jest pod wrażeniem jej autentycznej pobożności oraz absolutnej koherencji wszystkich składanych przez nią zeznań. Uważa, że dziewczyna jest szczera i że jej świadectwo zawiera wszystkie "wymagane przez nas gwarancje". Rozpoznaje w niej osobę o solidnym charakterze, niezłomnej prawości i uczciwości: "Któż nie podziwia, poznawszy ją, prostoty, przejrzystości, skromności tego dziecka? Mówi tylko wtedy, gdy ją pytają; natomiast kiedy już opowiada, robi to w sposób niewymuszony, z rozbrajającą szczerością; na liczne stawiane jej pytania daje odpowiedzi jasne, precyzyjne, bez wahania, bystre, z głębokim przekonaniem" . Uwadze biskupa nie umknęło również, że Bernadety nie złamały nigdy ani groźby, ani też pokusy szczodrych prezentów czy nagród, które stale stanowczo odrzucała: "Zawsze w zgodzie ze sobą, podczas przeróżnych przesłuchań, którym bywa poddawana, niezmiennie podtrzymuje to, co wcześniej powiedziała, niczego nie zmieniając. Szczerość Bernadety jest bez ­zarzutu".

Jednak nawet uczciwa i prawdomówna Wizjonerka może się mylić lub podlegać sugestiom czy omamom. Ordynariusz także jest tego świadom: "O ile jednak Bernadeta sama oszukiwać nie chciała, czy aby sama nie została oszukana? Czy nie wydawało się jej, że widzi i słyszy to, czego nie widziała i nie słyszała? Czy nie jest ofiarą halucynacji? Na jakiej podstawie mamy jej wierzyć? Otóż mądrość jej odpowiedzi ujawnia w tym dziecku prawość ducha, wyobraźnię spokojną, zmysł rozsądku ponad wiek rozwinięty. Uczucie religijne nie ma u niej nigdy charakteru egzaltacji; nie stwierdzono u tej młodej dziewczyny ani intelektualnego pomieszania czy zakłócenia procesów myślowych, ani też dziwactw charakteru czy mrocznych afektów, które mogłyby ją predestynować do imaginacyjnej kreatywności" . Hierarcha dorzuca jeszcze, że Bernadeta miała objawienie nie jeden raz, ale 18 razy, i to w sposób nagły, niespodziewany, kiedy nie była na nie przygotowana; kiedy indziej znowu, gdy czegoś oczekiwała, nie widziała nic. Zauważa, że ekspresja jej wyglądu zmieniała się podczas objawień i chociaż język, który do niej docierał, nie zawsze był dla niej zrozumiały, zapamiętywała zawsze to, co usłyszała: "Wszystkie zgromadzone okoliczności nie pozwalają mniemać, iż mamy tu do czynienia z jakąkolwiek halucynacją; tak więc ta młoda dziewczyna rzeczywiście widziała i słyszała istotę, która sama nazywała siebie Niepokalanym Poczęciem. Ponieważ zjawisko to nie znajduje żadnego naturalnego wytłumaczenia, mamy podstawy, by wierzyć w nadprzyrodzony charakter objawienia".

Nawałnica łask

Nie tylko świadectwo Bernadety stanowi dla bpa Laurence'a gwarancję prawdziwości objawień. Od początku mnożą się cudowne owoce i biskup nie pomija ich milczeniem w swoim dekrecie. Wspomina o zwiększającej się z dnia na dzień liczbie osób, które w nabożnym skupieniu towarzyszyły objawieniom oraz o ogromnej rzeszy ludzi z wszystkich zakątków świata napływających stale do ­Lourdes, by pomodlić się w grocie i tam właśnie polecić się Niepokalanej. Nawrócenia, powroty do wiary i do stałych praktyk religijnych, pojednania z Bogiem: "Czy wszystkie te cuda łaski noszące charakter uniwersalny i trwały, mogące pochodzić jedynie od Boga, nie są, w konsekwencji, potwierdzeniem prawdziwości objawień?" - pyta pasterz diecezji.

Obserwuje się także coraz liczniejsze cuda, związane z użyciem wody ze źródełka z Groty Massabielskiej. Bp Laurence podkreśla rozmiary tej "nawałnicy łask": "Chorzy spróbowali wody z groty i było to dla nich z pożytkiem; wielu z tych, których schorzenia opierały się najbardziej intensywnym kuracjom, doznało nagłego powrotu do zdrowia. Te nadzwyczajne uzdrowienia odbiły się szerokim echem. Chorzy ze wszystkich stron prosili o wodę z Massabielle... Nie możemy wyliczyć w tym miejscu wszystkich otrzymanych łask, stwierdzić trzeba natomiast, że woda ta uleczyła nieuleczalnie chorych, tych, którym nie dawano już żadnej nadziei. Uzdrowienia przyniosła im woda całkowicie pozbawiona jakichkolwiek naturalnych właściwości leczniczych, czego dowodzi raport z analizy przeprowadzonej skrupulatnie przez wybitnych chemików" . Jak precyzuje bp Laurence, uzdrowienia trwają cały czas. Zapytuje więc, kto jest ich sprawcą: "Nauka, kiedy ją przebadać na powyższy temat, przynosi odpowiedź negatywną. Uzdrowienia te pochodzą więc od Boga". Co więcej: mają one bezpośredni związek z objawieniem, które jest ich punktem wyjścia i przyczyną zaufania chorych.

Biskup konkluduje: "Istnieje więc ścisły związek między uzdrowieniami i objawieniem; objawienie jest od Boga, bowiem uzdrowienia noszą na sobie Jego pieczęć. To zaś, co pochodzi od Boga, jest prawdą! A zatem Ta, która się objawia, nazywając siebie Niepokalanym Poczęciem, i którą Bernadeta widziała i słyszała, jest Najświętszą Dziewicą! Wykrzyknijmy więc: Oto tutaj Palec Boży!" . Hierarcha czyni jeszcze aluzję do ogłoszenia przez papieża Piusa IX pod koniec 1854 r. dogmatu o Niepokalanym Poczęciu. Mówi z uniesieniem: "Tak oto trzy lata później Matka Boża, objawiając się dziecięciu, mówi doń: 'Jestem Niepokalane Poczęcie... Chcę, by wzniesiono tutaj kaplicę ku mojej czci'. Czy nie wydaje się Ona pragnąć, by poświęcona i przypieczętowana została - dzięki takiemu pomnikowi - nieomylna wyrocznia następcy św. Piotra?".

Droga do Nevers, droga do Nieba

Zmartwiony coraz częstszymi napadami astmy u Bernadety, dr Pierre Dozous pomaga rodzinie Soubirous wyprowadzić się z zawilgoconego lochu we wrześniu 1858 r. Znaleźli się w młynie Gras, gdzie dziewczynka może mieć własny pokój. Nie ma jednak chwili spokoju, ludzie ustawiają się w kolejkach, by zobaczyć Widzącą, pytać o objawienia czy też prosić o modlitwy. Świadomy tego ks. Peyramale przekonuje rodziców, że należałoby znaleźć lepsze miejsce dla Bernadety. Proponuje, by przeniosła się do tzw. hospicjum w Lourdes - domu prowadzonego przez Siostry Miłosierdzia z Nevers. Zostaje więc tam przyjęta w lipcu 1860 r. jako przewlekle chora; zacznie teraz uczęszczać na lekcje, doskonaląc w ten sposób swój francuski. Chętnie pomaga siostrom w opiece nad chorymi; budzi się w niej też pragnienie, by właśnie tak żyć, poświęcając się chorym.

Zgromadzenie zakonne na prawach diecezjalnych - Siostry Miłosierdzia z Nevers - podporządkowane jest ordynariuszowi Nevers, gdzie znajduje się też dom macierzysty. Odwiedzając dom w Lourdes 27 grudnia 1863 r., bp Forcade chce dłużej porozmawiać z Bernadetą. Sonduje jej plany na przyszłość i kiedy słyszy, że w jej przekonaniu przywdzianie habitu nie jest możliwe dla ubogich dziewczyn bez posagu i wykształcenia, zapewnia, że i dla takich jak ona znajdzie się miejsce w zgromadzeniu. Świadomość, że drzwi klasztoru i dla niej są otwarte, pozwoli dojrzeć jej powołaniu. 4 kwietnia 1864 r. postanawia pójść za Chrystusem drogą życia zakonnego. Jest też pewna, jakie to zgromadzenie: "Lubię zajmować się ubogimi, lubię opiekować się chorymi, dlatego poproszę o przyjęcie mnie do Sióstr Miłosierdzia z Nevers". W lipcu 1866 r. opuści Lourdes i przyjedzie do macierzystego domu Sióstr Miłosierdzia w Nevers, miejsca formacji i nowicjatu.

Po okresie formacji pragnieniem Bernadety było zostać wysłaną do wspólnoty, która przypominałaby trochę tę z Lourdes - być blisko dzieci, którym z trudem przychodzi nauka czytania i pisania, którym nie było dane się uczyć; być w miejscu, gdzie przebywają chorzy, ubodzy. W rzeczywistości przez 13 lat swego życia zakonnego pozostanie w Nevers, gdzie będzie pomocą pielęgniarki, pielęgniarką, zakrystianką. Najczęściej jednak Bernadeta będzie w infirmerii, bo jej zdrowie nadal jest bardzo wątłe.

Życie w klasztorze jest bardzo zwyczajne - jest jedną pośród wielu. Mawiała, że przybyła tu, aby się "ukryć". Zgromadzenie chroni ją przed ciekawskimi; w jej obecności nie mówi się o objawieniach, by mogła żyć tak, jak sobie tego życzyła. Pewnego razu przybywa do klasztoru młoda dziewczyna. Gdy po upływie trzech dni wciąż nie może odkryć, która to siostra Marie-Bernarde, czyli Bernadeta, zwraca się do jednej z zakonnic: "Zobacz, do tej pory mi jej nie przedstawiono". Zagadnięta wskazuje na siebie, mówiąc: "Oto siostra Marie-Bernarde". Zdumiona dziewczyna pyta: "Bernadeta, to to?" Na co słyszy odpowiedź: "Tak, proszę panienki, to tylko to".

W pracy z chorymi Bernadeta jest bardzo uważna, lekarz ma do niej całkowite zaufanie. Umie podawać leki, ale ma też tę inteligencję serca, która pomaga jej znajdować słowa i gesty przynoszące siłę i odwagę chorym siostrom. Lubi się pośmiać, ale też być wymagająca. Czasem jej słowa są nieco szorstkie, gdy chce zmusić drugą osobę do reakcji. Ale zawsze uważnie pochyla się nad drugim człowiekiem.

Ostatnie miesiące swego życia Bernadeta przeżyje w infirmerii, bardzo nadwyrężona chorobą: poza ciężką astmą chroniczną ma gruźlicę kości i z tego powodu bardzo dotkliwe bóle. Wymęczona cierpieniem mówi kiedyś: "Jak ten koniec wo

www.tolle.pl

Albumy ze zdjęciami Adama Bujaka są zawsze wyjątkowe i mają duszę, jak ten o Lourdes. Zdjęcia są zróżnicowane, zarówno reporterskie, jak i artystyczne. Dają wyobrażenie o atmosferze, jaka tam musi panować – od ścisku, bo widać tłumy pielgrzymów np. podczas procesji, po mocne wzruszenie i wiarę na twarzach osób dotykających ścian groty. Razem z Bujakiem możemy też zwiedzić zamek, pospacerować uliczkami, zajrzeć do sklepiku z pamiątkami. Znam się trochę na fotografowaniu i tym bardziej podziwiam i polecam ten album. Piękna rzecz!

Abp Kazimierz Nycz podczas prezentacji albumu

Patrzę na album poświęcony sanktuarium w Lourdes, zarówno od strony zdjęciowej, jak i od strony treści. Widać tu początki tego sanktuarium: 150 lat temu objawienie Matki Bożej Bernadecie zbiegło się i stało potwierdzeniem dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Marii Panny i od tego czasu to wydarzenie rośnie aż do dzisiaj. Jest to jedno z najbardziej znanych współczesnych sanktuariów. Myślę, że można je uznać za sanktuarium drugiego tysiąclecia chrześcijaństwa, porównywalne z Santiago de Compostela w pierwszym tysiącleciu.

Kard. Franciszek Macharski podczas prezentacji albumu

Jestem pod wielkim wrażeniem tego albumu. (…) Każdy z rozdzialików książki oznaczony jest innym kolorem i można ją chyba porównać do tęczy: składa się z wielu części, których jednak nie można rozdzielić, trzeba je rozpatrywać razem, jako całość. Tęcza to znak przymierza, tak jak Lourdes. (…) To miejsce staje się świętym znakiem zamiarów Boga i Stwórcy, który jest Miłością. (…) Lourdes jest wielkim wydarzeniem: dzięki niemu wiemy, że przymierze ma wiele przejawów, znaków.

Opinie o produkcie (0)

do góry

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl